Kredyt 2% na Osiedlu Koncept

Pytacie, czy przygotowujemy ofertę domów typowo pod 𝐤𝐫𝐞𝐝𝐲𝐭 𝟐%. Spieszymy z odpowiedzią.

Część budynków mieści się w wymaganych limitach, śmiało można brać je pod uwagę w planowaniu swojego budżetu związanego z zakupem. Nie zrażajcie się, jeśli dom, którym jesteście zainteresowani nie spełnia któregoś z warunków kredytowego. Już nas trochę znacie i wiecie, że zawsze mamy ukryte domowe perełki 𝐬𝐩𝐨𝐝 𝐥𝐚𝐝𝐲. Pod nagłaśniany lipcowy szał kredytowy też coś się dodatkowego znajdzie i wydłużona rezerwacja jest możliwa.

Pamiętajcie, że jeśli tylko się chce, to można wszystko. Kwestia determinacji i szukania odpowiednich rozwiązań. Zwłaszcza na osiedlu pod kamionkowymi i wirowskimi gwiazdami.

Musicie tylko pamiętać, że nasze działki nie są z gumy i nie da się ich rozciągać w nieskończoność. Niestety. Dlatego 𝐰𝐚𝐫𝐭𝐨 𝐛𝐲𝐜́ 𝐣𝐞𝐝𝐧𝐚̨/𝐣𝐞𝐝𝐧𝐲𝐦 𝐳 𝐩𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐲𝐜𝐡. Zwłaszcza jeśli czekacie na kredyt 2% i marzy Wam się nasz dom.

 

Więcej znajdziecie tutaj

Czekamy na Wasze telefony: 510 251 811.

Osiedlove #18 Puzzle

W pracy cały tydzień mamy jakiś kosmiczny młyn. Dopinamy ważny projekt i wszyscy jesteśmy maksymalnie skupieni na swoich pozycjach w tabelkach i wyrobieniu się na czas. Niemal słyszymy nad uchem cykanie zegara i upływający czas – tik, tak, tik, tak…

Czuję, że powoli moje oczy zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Gdzie są krople, mam nadzieję, że się nie skończyły? Na chwilę przestałam uderzać w klawiaturę i rozejrzałam się dookoła.

Dochodziła 21:00, a w biurze jest pełny skład naszego zespołu. O tej porze wyglądamy zdecydowanie mniej formalnie. Marynarki są przerzucone przez krzesła, misternie ułożone rano fryzury zamieniły się na kitki lub luźno spięte spinką zawijasy. Krawaty poszły w odstawkę, koszule pod szyją porozpinane. Przybrane przez nas pozycje mocno odbiegają od tych zalecanych przez fizjoterapeutów. Nie przypominamy tych samych osób, które około 8:00 wchodziły do firmy. Wyprostowani, świeżutcy, wyprasowani, z kubkiem aromatycznej kawy w ręce, sprawiający wrażenie wyspanych, wypoczętych i szczęśliwych, że rozpoczynamy kolejny dzień w biurze.

Teraz siedzimy, jak w transie, z wyraźnym grymasem na twarzy, który oznacza intensywny proces myślowy. Słychać tylko szum pracujących komputerów, stukot klawiszy, co jakiś czas Aśce wibruje telefon. Pewnie mąż albo opiekunka do dzieci, chcą się dowiedzieć, kiedy ma zamiar wrócić do domu. W zasadzie to nie wiem, czy ma męża, chłopaka, dziewczynę, dzieci, psa, kota. Nic o niej nie wiem. O Marcinie, Tadeuszu, Antku i Jolce też nie, może któreś z nich jest poszukiwany listem gończym?

– Hej, stop! – krzyknęłam chyba trochę za głośno, bo wszyscy podskoczyli.

– Co się stało? – nagle koło mnie pojawił się Tadeusz, który był gotowy udzielać pomocy z komputerem.

– Nic się nie zepsuło. Chociaż nie, my się zepsuliśmy. Rozejrzyjcie się. Jesteśmy jak maszyny. Nawet siku nie chodzimy. Kiedy jedliście ostatni posiłek? Kiedy dolaliście sobie wody? Kiedy wyjrzeliście przez okno? Kiedy oderwaliście tyłki od krzesła? Oczy nam wypłyną, umrzemy z głodu i odwodnienia. Minie kolejny tydzień w biurze, wpadniemy nad ranem do domu, żeby się wykąpać, przebrać i zaśniemy w objęciach laptopa. I co nam po tym? Niewielka premia, wyjście na sztywną kolację w modnej restauracji w nagrodę za sukces, a następnego dnia dostaniemy na maila wytyczne dotyczące kolejnego projektu. Stop!

– Anka, co cię ugryzło? – zapytał Tadeusz, który cały czas stał obok mnie.

– Plus dla ciebie, że chociaż wiesz, jak mam na imię. Zamawiamy coś do jedzenia?

– Szkoda czasu, domknijmy swoje rzeczy i idźmy do domu – odezwał się Marcin.

– Nie. Zamykamy laptopy teraz, zamawiamy jedzenie, jemy śniadanio-luncho-obiado-kolację. Pogadamy, zjemy i jedziemy do domu. Jutro skończymy. Mam dosyć i wy też.

O dziwo nie było protestu, laptopy zostały zamknięte. Tadeusz, idąc do swojego biurka, rzucił tylko:

– Jak chcesz, ty tu rządzisz.

– Tak, biorę pełną odpowiedzialność za ten projekt, ale za was też powinnam wziąć. Jutro przychodzimy na 10:00, pracujemy do 18:00. Jak się nie wyrobimy, to przesunę termin zakończenia.

– Coś w tym jest – ożywiła się Aśka. Siedzimy tu kilkanaście godzin, a w zasadzie nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Ja na przykład mam dzisiaj urodziny i nawet ich nie odczułam. Nawet nie miałam czasu, żeby odebrać telefon i odpisać na przesłane życzenia.

Wszyscy wstali, jak na komendę i ryknęło głośne „Sto lat, sto lat…”! Aśka miała łzy w oczach. Ja też, ale raczej były to łzy rozpaczy i poczucia beznadziejności. Co ze mnie za lider zespołu, który nawet nie zauważa swoich pracowników i nic o nich nie wie.

– Aśka, nie mam dla ciebie prezentu, ale coś zaraz wymyślę. Co lubisz, co cię relaksuje, o czym marzysz?

– Lubię puzzle, szukanie i łączenie elementów sprawia mi przyjemność. To czas kiedy odpływam i o niczym nie myślę. Wybieram układanki z ładnymi obrazkami, które kojarzą mi się z czymś przyjemnym. Marzę o małym domku pod Poznaniem, w którym będę miała stół do puzzli i dużo półek do przechowywania pudełek. Teraz te, które już ułożę muszę oddawać. Nie mam na nie miejsca.

Aśka się nakręciła. Zwykłe puzzle, nie zdawałam sobie sprawy, że mogą komuś przynosić tyle radości. Recytowała, jakby miała przygotowaną starannie ułożoną regułkę. Nagle wstąpiło w nią życie i miała charakterystyczny błysk w oku. Może ja też spróbuję. W ramach wyciszenia przerabiałam już jogę, rozwiązywanie sudoku, kolorowanki dla dorosłych. Czy mnie to uspokajało, nie sądzę. Zobaczymy, czy faktycznie puzzle zadziałają kojąco na moje nerwy. Tymczasem pora wreszcie coś zjeść.

– Antek, zbierz zamówienie i zamów jedzenie, zaraz będzie za późno i nam nie przywiozą. Tadeusz, w szafce pod oknem są wina, które dostaliśmy od firm z gadżetami na święta. Wybierz jakieś. Ja przygotuję prezent dla Aśki.

Myśl Marta, myśl. Puzzle, dom, puzzle, dom. Wiem! Z torby do laptopa wyjęłam katalog, który zgarnęłam ostatnio u kosmetyczki. Oferta jakiegoś dewelopera z ładnymi domami, miałam ją przejrzeć dokładniej, ale zapomniałam. Oderwałam okładkę i pocięłam ją na mnóstwo nierównych elementów. Kurde, nie zrobiłam zdjęcia, żeby była ściąga dla Aśki. No trudno, poradzi sobie. Wyjęłam kopertę z szuflady, wsypałam pocięte skrawki. Na małej kartce napisałam szybko życzenia: „Niech to będzie wstęp do realizacji marzeń, które od tej pory staną się Twoim najważniejszym celem do osiągnięcia”.  

– Jedzenie będzie za 20 minut – zakomunikował Antek. Tadziu, co z tym winem?

– No jest, ale czym mam otworzyć, jak nie mamy korkociągu?

– Poszukaj dobrze. Na pewno, w którymś pudełku go znajdziesz. Różne gadżety dostawaliśmy.

– O! Jest scyzoryk. Nie takie rzeczy robiłem!

– Widzisz Tadzik, jak chcesz, to potrafisz.

Do biura weszła Jolka z tacą i sześcioma kieliszkami.

– No, co tak patrzycie? Były w szafce w socjalu. Gdybyśmy czasami przeszli się po firmie, to byśmy wiedzieli, co, gdzie jest. My nawet swojego biura dobrze nie znamy.

Tadzik rozlał wino i podał każdemu. Wznieśliśmy toast za Aśkę i wręczyłam jej kopertę. Nigdy jeszcze nie zorganizowałam prezentu tak szybko i całkowicie bezkosztowo. Kiedy zobaczyłam zaskoczenie i wzruszenie na twarzy Aśki, byłam z siebie dumna. Nikt mi nie uwierzy, jak będę opowiadała tę historię, ale to był naprawdę prezent od serca.

Aśka od razu wysypała „puzzle” na biurko i zaczęła układać. Przez chwilę jej kibicowaliśmy. Czuć było zupełnie inną atmosferę-rozmawialiśmy, śmialiśmy się, bez spiny i zadęcia. Dopiero teraz zauważyłam, że mam super ludzi w zespole. Doskonali specjaliści i spoko ziomki. Czas zadbać o komfort pracy i przestać traktować ich i siebie jak roboty.

– Jedzenie przyjechało! Zamówiłem też dla pana portiera, żeby mu przykro nie było. Poza nim i nami nikogo więcej tu nie ma.

– Antek, jaki ty jesteś kochany – Jolka podeszła i cmoknęła go w policzek.

Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał. Zaczerwienił się i kolejny raz nas zaskoczył:

– Jola, słyszałaś, co szefowa napisała na kartce z życzeniami. Leciało to mniej więcej tak: „…niech marzenia staną się Twoim najważniejszym celem do osiągnięcia”.

– No i? Co masz na myśli?

– Mogę cię odprowadzić do domu? Gdybyś miała wątpliwości, to właśnie zaprosiłem cię na randkę.

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, ale po ich minach zorientowaliśmy się, że Antek wcale nie żartował, a Jolka zupełnie serio traktuje jego zaproszenie. Romansu w zespole jeszcze nie przerabiałam, ale to może być niezłe wyzwanie dla szefowej.

– Jolka odpowiadaj szybko, bo Antek nigdy nie da nam tego jedzenia – odezwał się Tadeusz.

– Wszystko zależy od tego, czy zamiast pałeczek wziął dla mnie sztućce.

– Antek??!! – spojrzeliśmy na niego pytająco.

Dumny wyjął z papierowej torby komplet sztućców i wręczył Joli.

– To, co z tą randką?

– Z przyjemnością – Jolka była trochę zawstydzona, ale ewidentnie zadowolona z takiego obrotu sprawy.

– Aśka, a ty jesz, czy się będziesz sama bawić?

– Już chwila, nie poganiajcie mnie, zostały mi ostatnie elementy. Marta, nie musiałaś ciąć na aż tak małe kawałki. Już, już, już, chwila. Mam to! O matulu, jaki ładny dom!

Podeszliśmy do jej biurka, bardziej z grzeczności niż z ciekawości. Ale efekt nas zaskoczył. To był naprawdę ładny dom. Szkoda, że nie przyjrzałam mu się dokładnie, zanim podarłam okładkę. Przez te przecięcia i szpary nie widać wszystkiego wyraźnie. Nosiłam katalog w torbie pewnie z dwa miesiące i nie zwracałam na niego uwagi.

– Może wreszcie zjemy? Zlitujcie się. Włączę jakąś muzykę i jemy. Ile można się gapić na podartą kartkę – Marcin już zaczynał się niecierpliwić.

– To nie jest zwykła kartka, to dom moich marzeń – odpowiedziała Aśka z pełną powagą. Muszę go mieć, to jest mój cel na najbliższy miesiąc. Tylko muszę coś zjeść, bo nie będę miała siły, żeby go odnaleźć.

– Jedz, jedz. A tu masz pozostałości po katalogu. Nie będziesz musiała daleko szukać. To dom na Osiedlu Koncept, tyle zdążyłam przeczytać. Sprawdź tylko, gdzie są Wiry i Kamionki. Wybierz mądrze, żebyś miała dobry dojazd do pracy. Jak się wszystkiego dowiesz, to daj znać. Też mi się podoba.

– Aśka nie rób tego. Kto by chciał mieszkać na jednym osiedlu z szefową – zażartowała Jolka.

Wreszcie udało nam się zjeść kolację. Była już średnio ciepła, ale za to bardzo smaczna. Nie chciałam pozbawić Jolki i Antka romantycznego spaceru. Zarządziłam grupową ewakuację.

– Do zobaczenia jutro. Zaczynamy o 10:00 od kawy i pikantnych szczegółów z waszej randki gołąbeczki. Aśka, ty możesz być na 12:00. Jedź obejrzeć ten dom i weź dla mnie nowy katalog. Marcin, pamiętam z rozmowy rekrutacyjnej, że w czasie studiów dorabiałeś jako dj. Przygotuj jakąś playlistę, żeby nam się jutro lepiej pracowało.

– Zapamiętałaś? Może ja też powinienem zaprosić cię na spacer?

– Nie przeginaj.

– Zrobię dla nas kawałek. To będzie nasza piosenka – żartował dalej.

– Idziemy do domu, bo już niektórzy zaczynają bredzić. Pa!

Kiedy kładłam się spać, poczułam ulgę. Jakby ktoś zdjął mi wielkiego słonia z ramion. Ciężar, który od dłuższego czasu mnie przygniatał. Awans powinien uskrzydlać, poprawiać samopoczucie, dowartościowywać. Coś poszło nie tak. Nie kojarzę momentu, w którym stałam się maszyną. Zawsze powtarzałam: praca musi być przyjemnością, która pozwala na sprawianie sobie przyjemności. Czas wrócić do tej zasady.

Pobierz e-book z prawie wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas: marketing@tefrahouse.pl

Osiedlove#17 Michał Anioł

Co jeszcze?! To była pierwsza myśl, kiedy zobaczyłam policyjny lizak nakazujący zjazd na pobocze. Za szybko jechałam, gdzie był znak stop, przejechałam na czerwonym, nie włączyłam świateł, co znowu dziś zrobiłam nie tak? Zatrzymałam samochód i wcisnęłam guzik. Okno powoli zaczęło się otwierać, a ja w pośpiechu szukałam w torebce portfela z dokumentami. Nie mam ochoty na uśmiechy, maślane oczy, głos niewiniątka, czarowanie i teksty w stylu: Panie Władzo, może upomnienie, obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Co to, to nie.

– Ile mnie to będzie kosztowało? – pytam, odwracając się w stronę otwartego okna.

– Ale co? – pewny, męski głos rozbrzmiewał wyjątkowo przyjemnie.

Zaskoczona zmrużyłam oczy, starałam się złapać ostrość. Nad głową policjanta błyszczała świetlista aureola. Światło rzucała pobliska latarnia.

– Anioł!

– Nie, aspirant Michał Kopeć. Dzień dobry, dokumenty poproszę.

– Poproszę o mandat, przyznaję się do wszystkiego.

– A mianowicie do czego się pani przyznaje?

– Do tego, co zrobiłam, czego nie zrobiłam, albo co za chwilę zrobię.

– Dobrze, w takim razie zatrzymuję prawo jazdy, dowód rejestracyjny, auto i wypisuję mandat w wysokości 10 tys. złotych.

– Proszę tylko dać mi chwilę, bo nie będę miała czym wrócić do domu, muszę zamówić Ubera.

Wzięłam telefon i otworzyłam aplikację.

– Co pani robi?

– Zamawiam Ubera.

– Proszę zostawić, żartowałem. To rutynowa kontrola, nie złamała pani przepisów, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Dobrze się pani czuje?

Musiałam chwilę przetrawić, co się wydarzyło, co powiedział anioł w policyjnej czapce. Powoli zaczęło do mnie docierać, jak to wygląda z jego strony. Zatrzymuje się jakaś wariatka, mówi, że jest aniołem, przyznaje się do złamania przepisów, których nie złamała, chce oddać samochód, 10 tys. złotych i uciekać Uberem. Zaraz dostanę alkomat do dmuchania, zrobi mi test na obecność narkotyków albo uzna za obłąkaną.

– Przepraszam, miałam trudny dzień. Chciałabym, żeby się jak najszybciej skończył. Może dziś jest jakiś Międzynarodowy Dzień Domina i wszystko się sypie. Element po elemencie, calutki plan wziął w łeb.

– To trzeba zrobić nowy, widocznie poprzedni nie był idealny. Zawsze trzeba mieć plan B. Proszę poczekać w samochodzie i nie robić żadnych głupot, idę sprawdzić pani dokumenty.

W poczuciu całodziennej beznadziejności przynajmniej przystojny policjant mi się trafił. Nie wiem, jak to jest z umawianiem się z policjantami na służbie. Można, nie można, legalne to? Sprawdzę. Wpisałam w Google: czy policjant może umawiać się z kobietami podczas służby. Chyba nie jest zabronione, skoro nic nie ma na ten temat. Chyba mnie za to nie zamknie w więzieniu.

Byłam tak skupiona na wertowaniu informacji, że nie zauważyłam policjanta, który z zaciekawieniem przyglądał się przez okno ekranowi mojego telefonu.

– Może będzie prościej, jak wpisze sobie pani numer i zadzwoni do mnie za dwie godziny? Będę już po służbie.

– Czy jest jeszcze jakaś wtopa, którą mogę przy tobie, przepraszam przy panu, zaliczyć?

– Dokumenty są w porządku, może pani jechać. Tylko proszę się skupić i najlepiej jechać prosto do domu. Zalecam spacer, lepiej się myśli na powietrzu, dobre rozwiązania przychodzą do głowy.

– Może pomyślimy razem?

O matulu, czy ja naprawdę to powiedziałam na głos? Co jest ze mną dzisiaj. Chyba jestem w tak beznadziejnej sytuacji, że jest mi już wszystko jedno.

– Po służbie pani Joanno, po służbie.

Podyktował mi numer. Powtórzyłam dla pewności, że niczego nie pomyliłam. Numer do policji zawsze się przyda.

– Jak mam pana zapisać?

– Jak to jak-Anioł, Michał Anioł.

– Masz na imię Michał? Ma pan na imię Michał? No tak, aspirant Michał Kopeć.

– Do usłyszenia za dwie godziny.

Zamknęłam okno i ostatni raz na niego spojrzałam. Z uśmiechem pomachał mi na pożegnanie. Ostrożnie ruszyłam, żeby znowu się z czymś nie wygłupić.

Kiedy wreszcie dotarłam do domu, zrzuciłam z siebie szpilki, żakiet, jeansy i zamieniłam na miękki dres. Związałam włosy w luźny kucyk, wyjęłam butelkę zimnej wody z lodówki, wyszłam na balkon i wyciągnęłam się na ledwo mieszczącej się na nim kanapie. Mała, ale wygodna. Przymknęłam oczy i zapytałam sama siebie: Co dalej pani Joanno, co dalej?

Kiedy się ocknęłam, było już ciemno. Matko i córko zasnęłam, która jest godzina? Co za różnica, nigdzie mi się nie spieszy, jestem skazana na samotne wieczory. Wstałam po koc i zgarnęłam z blatu telefon. Wróciłam na balkon. Piękny wieczór, rozgwieżdżone niebo i subtelne odgłosy miasta, będę za tym tęsknić. Gdzie mi będzie lepiej? Trzeba wziąć się w garść i zacząć się organizować od początku. A niech tam, zadzwonię do pana mądrali, niech mi pomoże z tym planem B. Odebrał po dwóch sygnałach.

– Cześć Aniele, to jak pomożesz z tym planem?

– Ty wiesz, że już wysyłałem patrol policyjny i list gończy za tobą? Dwie godziny minęły dwie godziny temu.

– Już nie bądź taki szczegółowy. Jesteś głodny?

– Ja zawsze jestem głodny, co proponujesz?

– Wyślę ci adres sms, wpadnij. Ja w tym czasie zamówię coś do jedzenia. Masz ochotę na coś szczególnego?

– Żadnych sushi i robaków z morza.

– Pizza?

– Idealnie.

Nie wiedziałam, co lubi, ale zdążyłam się zorientować, że nie je owoców morza i morskiej surowizny. Zamówiłam cztery różne, każda połówka z czymś innym. Zaczęłam nerwowo kręcić się po mieszkaniu. Szybko wrzuciłam kubki do zmywarki, przetarłam blat w kuchni, poprawiłam poduszki na kanapie. Zajrzałam do łazienki, ale tam wszystko było tak, jak być powinno. Łazienka to takie miejsce, gdzie zawsze muszę mieć porządek. Żadnej plamki od wody na lustrze, zwiniętego ręcznika, resztek pasty do zębów w umywalce. Musi błyszczeć i już. Zdążę jeszcze się przebrać? Nie zdążę, bo właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Minęło zaledwie pół godziny i przed moimi drzwiami stanął pan policjant z czterema pizzami.

– Zamówiłaś dla wszystkich sąsiadów?

– Okradłeś dostawcę pizzy?

– Przejąłem na dole, po co ma biedaczyna wchodzić na drugie piętro. Taki ze mnie anioł.

– Zapraszam, nie stój w progu.

– A gdzie napiwek?

Cmoknęłam go w policzek. Totalnie się tego nie spodziewał. Pan władza się zarumienił, no kto by pomyślał. Z lodówki wyjęłam piwo i wino. Pytająco uniosłam butelki do góry. Wskazał na piwo. Dobry wybór, nie przepadam za winem. Ogólnie alkohol mógłby dla mnie nie istnieć, ale akurat pizzę lubię łączyć z kilkoma łykami piwa. Zwłaszcza późną wiosną i latem, kiedy na dworze jest już ciepło, a nadmiar wypitej w ciągu dnia wody wylewa mi się już uszami.

– Wolisz zjeść w środku czy na balkonie? Tu i tu jest mało miejsca.

– Wyjdźmy na zewnątrz i rozwiążmy wszystkie twoje problemy.

Usiedliśmy obok siebie ramię w ramię. W zasadzie pośladek w pośladek, ta kanapa przewidziana jest chyba dla półtorej osoby. Jedliśmy pizzę, popijaliśmy piwo i rozmawialiśmy o wszystkim. Z poważnych spraw, opowieści z dzieciństwa, rodzinnych anegdot, przechodziliśmy na totalne głupoty. Okazało się, że oboje lubimy opowiadać dowcipy.  Ani przez chwilę nie było niezręcznej ciszy, naprawdę dobrze nam się gadało.

– No to, co cię trapi? Jak cię zatrzymałem wyglądałaś, jakby cały świat ci się zawalił.

– Może trochę dramatyzowałam, ale faktycznie dzisiaj sporo spraw poszło zdecydowanie nie po mojej myśli. Teraz czuję, że jednak nie jest aż tak tragicznie, a nawet całkiem nieźle. Dobra to zróbmy tak, ja powiem, o co chodzi, a ty wymyślasz plan B. Szybko i sprawnie przebrniemy przez dzisiejszą serię nieszczęść.

– Przyjmuję wyzwanie.

Zanim zaczęliśmy, sprzątnęłam kartony z resztkami pizzy, ze stolika, przyniosłam koc, który zdążyłam w ferworze szybkich porządków wynieść do pokoju.  Wzięłam jeszcze jedno piwo dla Michała i szklankę wody dla mnie. Zapaliłam dwie latarenki ze świecami i ledowe lampki, o których całkowicie zapomniałam. Na balkonie zrobiło się jeszcze przyjemniej jakby romantycznie. Wgramoliłam się na kanapę, przykryłam nas kocem i zaczęłam.

1.

– Poproszę plan B na wyrzucenie narzeczonego z domu.

– Po co ci on, skoro masz już nowego-odpowiedział bez namysłu, unosząc prawą brew i szturchając mnie łokciem. Już się we mnie zakochałaś, czy potrzebujesz jeszcze kilku minut?

– Jeszcze raz spojrzysz na mnie z tym swoim uśmiechem, to jutro będziesz rezerwował termin w Urzędzie Stanu Cywilnego.

– Czyli załatwione, co masz dalej na swojej liście?

2.

– Poproszę plan B na zarezerwowany i opłacony wyjazd z eksnarzeczonym do Meksyku?

– Kto za niego zapłacił?

– On. To był prezent dla mnie na urodziny.

– I w czym problem, leć bez niego i baw się dobrze. Na pewno masz przyjaciółkę, która spakuje się w godzinę i z dziką radością będzie ci towarzyszyć. Wystarczy tylko „przebukować” lot. Akceptujesz?

– Tak, odhaczam.

Szybko nam idzie. Wychodzi na to, że wystarczy spojrzeć z boku i problem przestaje być problemem. Może to kwestia odpowiedniej osoby, która u tego boku jest, jej zainteresowania, chęci dowiedzenia się, co idzie źle i widzenie czegoś więcej niż czubek własnego nosa.

3.

– Poproszę plan B na wypowiedzenie umowy wynajmu mieszkania, którą dzisiaj otrzymałam.

– Wolisz mieszkać w domu czy w bloku?

– Co za pytanie, wiadomo, że w domu.

– Mogą być Kamionki?

– Bez znaczenia. Mogą.

Michał wyjął telefon, przez chwilę z kimś rozmawiał. W międzyczasie zapytał mnie tylko, czy mogę jutro o 13:00 obejrzeć dom. Kiwnęłam głową i zaraz po tym pomyślałam, że mnie nie stać na dom. Mam stałą pracę, nieźle zarabiam, ale sytuacja się skomplikowała. Teraz nawet nie wiem, czy dostanę jakikolwiek kredyt na cokolwiek, a nawet jeśli  to rata kredytu mnie zabije. Owszem miałam, a raczej mieliśmy, w planach kupno domu, ale wtedy miałam narzeczonego, zupełnie inne plany, koszty się rozkładały i wszystko wydawało się realne.

– Halo tu ziemia, gdzie odpłynęłaś?

– Słuchaj, dziękuję, że chcesz pomóc, ale nie stać mnie na wynajęcie domu. Przypominam, że od rana jestem singielką.

– Ustaliliśmy już, że nie jesteś singielką – zażartował, a mi zrobiło się jakoś lżej. Znajomy buduje nowe domy i właśnie wprowadził opcję wynajmu. Możesz sobie spokojnie mieszkać przez dwa lata w nowiutkim, wykończonym domu, płacić miesięcznie określoną kwotę, a po upływie tego czasu kupujesz ten dom. Część wpłaconych przez ciebie pieniędzy, nie wiem ile dokładnie, obniża wartość sprzedaży. Sam intensywnie zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Zawsze chciałem mieszkać poza miastem, blisko lasu, mieć kawałek ogrodu, ciszę i spokój. Wiesz, co jest najlepsze?

– Co?

– Ceny wynajmu tych domów są porównywalne z cenami małych mieszkań w Poznaniu. Chętnie jutro zobaczę, jak to wygląda i czy faktycznie mi się opłaca. Jedziesz ze mną?

– Skoro nalegasz, nie mam nic do stracenia.

– Cóż za optymizm.

Chyba trochę dotknęła go moja odpowiedź. Przeprosiłam, starałam się wytłumaczyć i przywrócić przyjemną atmosferę sprzed kilku minut.

– Chodziło mi o to, że muszę racjonalnie planować swoje życie i wydatki. Sam koszt wynajmu to nie wszystko, dochodzą rachunki i codzienne koszty utrzymania. Nie mogę władować wszystkich oszczędności i znaczącej części pensji w dom.

Michał był wyrozumiały i spokojnie podszedł do tematu. Starał się wytłumaczyć plusy takiego rozwiązania i powoli pomysł wynajęcia domu coraz bardziej mi się podobał. Jeśli faktycznie dzięki fotowoltaice, rekuperacji, pompom ciepła faktycznie na koncie zostaje mi kilka stówek i nie dostanę tak modnych teraz rachunków grozy, to może warto zgłębić temat. Jutro wszystko się wyjaśni.

– To co, masz jeszcze ochotę rozwiązywać kolejne moje problemy?

– Dawaj, pozwól mi się wykazać.

4.

– Poproszę plan B na tygodniową opieką nad psem rodziców, którzy wyjeżdżają na urlop.

– Masz alergię, psią fobię, czy co? Psy są ekstra, dlaczego nie chcesz?

– Bo to Berneński Pies Pasterski? Pół roku temu był słodkim szczeniaczkiem, teraz jest prawie niedźwiedziem z energią ogiera i wieczną ochotą na zabawę. Widzisz w tej klitce miejsce dla niedźwiedzio-konia? Rozniósłby to mieszkanie i z kaucji zwrotnej nici.

– No widzisz, gdybyś miała dom pies, miałby dużo miejsca. Spakuj walizkę i przenieś się na tydzień do rodziców. Zmiana otoczenia dobrze ci zrobi.

– Będziesz wpadał na spacery z Bambi?

– Pod warunkiem, że na tydzień nadamy mu imię godne Berneńskiego Psa Pasterskiego.

– Co proponujesz?

– Na pewno coś spoza Disneya. Może Be, jak plan B?

– Mamy to.

5.

– Następny plan B poproszę na szefową, która robi wszystko, żeby się mnie pozbyć.

– Aresztuję ją.

– Podoba mi się.

W sumie fajnie byłoby mieć faceta policjanta. Policjant-brzmi groźnie, wygląda jak milion dolarów, potrafi rozwiązywać problemy, ewidentnie mu się podobam i z każdą minutą przyciąga mnie do niego coraz bardziej. Może ten dzień wcale nie skończy się tak źle, jak się zapowiadał. Zwłaszcza że jest już środek nocy.

6.

– Masz coś jeszcze? Tylko daj coś trudniejszego.

– Plan B na ważnego klienta, który nie odbiera ode mnie telefonu. Zależy od niego moje być albo nie być w firmie.

– Znajdź nowego klienta albo nową pracę.

– Że też na to nie wpadłam. Tobie wszystko tak łatwo przychodzi?

– Nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu. Poza tym zawsze mam plan B.

– No tak…

7.

– Masz plan B na moje dalsze życie?

– Serio muszę się powtarzać?

– To znaczy?

– Już masz nowego, bardzo mądrego, przystojnego, zabawnego narzeczonego z policji. Za miesiąc jedziesz na wakacje z przyjaciółką, a po powrocie wynajmujemy domy obok siebie. Za dwa lata bierzemy ślub, kupujemy te domy i je łączymy albo zamienimy na jeden większy. W piątek przenosisz się na tydzień do rodziców i chodzisz na długie spacery z Be, no i ze mną oczywiście. Od jutra szukasz nowego klienta, w tym czasie twoja szefowa siedzi za kratami. Teraz dwaj buzi. Muszę lecieć, jest już strasznie późno. Masz przewagę, bo wyspałaś się na balkonie. Do jutra! Widzimy się o 13:00 w Kamionkach, wyślę ci adres sms.

Pocałował mnie, uśmiechnął się szeroko, wstał z kanapy i wyszedł. Siedziałam zaskoczona i trochę zawiedziona, że sobie poszedł. Starałam się pozbierać myśli i poskładać, co tu się właśnie wydarzyło. Od wnikliwej analizy oderwało mnie pikanie telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się Michał Anioł: „Osiedle Koncept Kamionki, biuro sprzedaży Laskowa 50, godz. 13:00. Nie mogę się doczekać. Pchły na noc! <3″

Bez namysłu odpisałam: „Po co nam dwa domy? Wynajmijmy jeden. :*”

 

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas: marketing@tefrahouse.pl 😉

 

Bartosz Wrzesiński o sytuacji na lokalnym rynku nieruchomości

Wojna, galopująca inflacja, rosnące stopy procentowe, problemy ze zdolnością kredytową, zaciskanie pasa przez Polaków, strach przed kolejną wizycie w sklepie i kwotą na paragonie. Jak to wszystko przekłada się na rynek nieruchomości, opowiada Bartosz Wrzesiński – dyrektor zarządzający Tefra House.

– Jest tak źle, jak krzyczą nagłówki? Dni deweloperów są policzone?

Nie ma co ukrywać, sytuacja nie jest różowa. Porównując do tego, jak słupki sprzedażowe rosły jeszcze rok temu, teraz obserwujemy widoczny spadek.

– Czyli Polacy nie chcą kupować domów?

Właśnie chcą. Chcieliby, ale nie mogą. To nie jest tak, że nagle zamilkły telefony w naszym biurze sprzedaży. Chociaż na chwilę tak, na jakiś miesiąc po wybuchu wojny w Ukrainie. Później powoli zainteresowanie wracało. Są telefony, maile z pytaniami, spotkania. Nie możemy generalizować. Są osoby, które mają pieniądze i mogą sobie pozwolić na zakup domu w tych niepewnych czasach. Mało tego. Właśnie teraz widzą dla siebie okazję. Spodziewają się, że jak sytuacja chociaż delikatnie się zmieni i znowu zdolności kredytowe się unormują, to ceny domów i mieszkań poszybują w górę. Czy tak będzie, nie wiem.

– Wychodzi na to, że tylko ci z grubymi portfelami i pokaźnymi oszczędnościami mogą pozwolić sobie na zakup nieruchomości.

I znowu jest to za duże uogólnienie. Faktycznie zmienił się wachlarz klientów. Ludzie chcą kupować domy, ale muszą kombinować, żeby ominąć konieczność zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Ci, którzy jeszcze niedawno mieli zdolność kredytową na ponad milion złotych, teraz jej nie mają albo zdecydowanie mniejszą z trzykrotnie większą ratą. To dla nich kubeł zimnej wody i sygnał, że teraz warto obniżyć swoje oczekiwania.

– Albo przeczekać.

Na dniach otwartych, które mieliśmy niedawno, odwiedzili nas klienci, którzy żałują, że odwlekali swoją decyzję. Kiedy rok temu ruszaliśmy z budową Osiedla Koncept, wszystko im odpowiadało. Byli prawie zdecydowani na dom w Kamionkach, finansowo też było wszystko w porządku. Jednak odsunęli swoją decyzję o zakupie domu. Powód? Chcieli poczekać, aż oddamy domu z pierwszego etapu, zobaczą, jak wyglądają na żywo i wrócą (lub nie).

Mówisz, że wrócili. To w czym problem?

W tym, że po pierwsze dom, którym byli zainteresowani, jest już droższy. Podpisując wtedy umowę rezerwacyjną, cenę mieliby zagwarantowaną. Nie mają o to do nas pretensji. Wszyscy zdają sobie sprawę, jak wyglądają teraz ceny materiałów budowlanych. Zresztą nie tylko budowlanych. Bądźmy szczerzy. Nie ma cen, które by nie wzrastały. Po drugie nie mają już zdolności kredytowej pozwalającej na sfinansowanie domu o powierzchni 140 m2.

– Czyli obejrzeli i odeszli z niczym.

Właśnie chciałem przejść do: „po trzecie”. Po trzecie przyznanie się, do tego, że nie stać ich na dom, a rok temu mogli go mieć, na tyle ich zezłościło, że zaczęli analizować sprzedaż swojego mieszkania w Poznaniu i zakup najmniejszego, a tym samym najtańszego domu na naszym osiedlu. Wyobraź sobie, jak ta złość musiała być duża, że biorą pod uwagę zamianę 100- metrowego mieszkania na 77- metrowy dom. Po co to robią? Chcą sobie udowodnić, że mogą spełnić marzenie o domu i własnym ogródku. Nie chcą już czekać. Jak sytuacja się zmieni, będą myśleć o czymś większym. Poza tym w tym momencie koszty utrzymania takiego domu są mniejsze niż mieszkania. Fotowoltaika, pompa ciepła, rekuperacja, brak czynszu, to wszystko pozwala zaoszczędzić naprawdę duże kwoty związane z rachunkami za prąd czy ogrzewanie.

– Podziwiam za odwagę i determinację, oby im się opłaciły. Wróćmy jeszcze do kondycji deweloperów. Wychodzi na to, że jednak sprzedajcie.

Zdecydowanie nie jest to sprzedaż na poziomie 2021 roku, kiedy to po targach mieszkań, musieliśmy przyspieszać kolejny etap, bo zainteresowanie było tak duże, że mieliśmy listy rezerwowych. Ale odpowiadając na Twoje pytanie, tak sprzedajemy. Natomiast procesy decyzyjne klientów są dłuższe i tu przewagę dają nam terminy odbiorów, które planowane są dopiero za rok lub w przypadku kolejnych etapów jeszcze później, a co za tym idzie wydłużone harmonogramy płatności.  Poza tym na bieżąco modyfikujemy ofertę i dynamicznie dostosowujemy do poziomu zainteresowania klientów. Teraz, jest czas dla największych domów wolnostojących, w naszym przypadku to Cassiopeia 193 m2 i dla domów najmniejszych dwulokalowych Dorado 77 m2.  Tak zwane średniaki na chwilę odsuwamy na bok. Wierzymy, że za chwilę wrócą do gry, potrzebują tylko trochę czasu.

– Ile według ciebie to jest „trochę czasu”?

Tego nie wiem. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy świat powróci do normalności. Jak to mówią, wiosną wszystko nabiera jaśniejszych barw.

– Deweloperzy to przetrwają? Znasz branżę, pewnie orientujesz się, jak to wygląda u konkurencji.

Tak, jak w każdej branży przyszedł czas na oszczędności, dokładną analizę zysków i strat oraz pełną gotowość do reagowania na to, co dzieje się na rynku. Pandemia mimo wszystko okazała się dla nas łaskawa. Był chwilowy przestój, ale po tym, jak COVID przestał być tak bardzo groźny, ludzie zapragnęli większych mieszkań i domów z ogródkiem poza granicami dużych miast, docenili bliskość natury i nauczyli się pracować zdalnie lub hybrydowo. To by bardzo dobry czas dla deweloperów, mniejszych i większych. Ci, którzy dobrze wykorzystali tamten czas, to sobie poradzą. Ale z pewnością nie jest to odpowiedni moment na ryzykowne inwestycje i niepewne projekty.

– Jak jest Twój sposób na przetrwanie?

Kilka kwestii już wymieniłem. Od początku. Wchodziliśmy na rynek z Osiedlem Koncept z pełnym przekonaniem, że to coś wyjątkowego, coś co skradnie serca klientów. Domy z kilkoma układami do wyboru, narzędzie umożliwiające dokładne przeanalizowanie tych układów, wyceniające wartość domu, koszty jego utrzymania, pokazujące szereg dodatków wpływających na ekonomiczność, energooszczędność i ergonomiczność domów.

Nie zamykaliśmy się na jeden czy dwa projekty. Chcieliśmy dać klientom wybór i wybudować im dom, jakiego potrzebują. To od początku było strzałem w 10. Nie ukrywam, że obecna sytuacja wymusiła (a może pokazała nam, że warto) na nas jeszcze bardziej elastyczne podejście. Chcesz ten dom, na tamtej działce, który będzie oddany za półtora roku? Wolisz bez bramy, z szerszymi miejscami postojowymi? W miejscu garażu chcesz dwa pokoje? Wynajem zamiast kupna? Kiedyś może uznałbym, że to strata czasu, za dużo zmian, za dużo pracy, nie opłaca się. Teraz staramy się sprawdzić, jakie mamy możliwości i znaleźć rozwiązanie korzystne dla obu stron. Wiem, że takie podejście się opłaci i zaprocentuje w przyszłości. Cały zespół to rozumie. Dlatego jestem pewny, że to się uda. A te czarne chmury nad deweloperami są tylko przejściowe.

– Marzyciel?

Pomimo tego, że spełniamy marzenia klientów o własnym domu, zawodowo wolę określenie realista.

 

koncept-tefrahouse.pl

 

 

 

Może później ten kredyt… Niekoniecznie

Jest wiele czynników, które sprawiają, że coraz częściej odkładamy realizację marzeń na później. Analizujemy, kalkulujemy, przedłużamy i trudniej niż wcześniej przychodzi nam wypowiedzenie ostatecznego „tak” albo „nie”. W przypadku zakupu domu to bardzo dobra droga, zwłaszcza że sytuacja na rynku kredytów mieszkaniowych nie sprzyja klientom.

Wszystko wiemy i rozumienie. Tym bardziej cieszymy się, że możemy podzielić się dobrą informacją z bankowego podwórka.
Od wielu lat współpracujemy z Poznańskim Bankiem Spółdzielczym, który przygotował propozycję dla swoich klientów, czyli jednocześnie dla naszych klientów.
Bank proponuje kredyt z bardzo konkretną promocją. Otóż kredytobiorcy mogą liczyć na obniżoną stawkę WIBOR o 50% przez okres dwóch lat, co znacząco obniża wysokość rat. Mówi się, że za jakiś czas WIBOR zniknie, co w takiej sytuacji?
W przypadku zastąpienia w okresie promocyjnym stawki WIBOR inną stawką bazową, zostanie zastosowana 40 % zniżka względem nowego wskaźnika, co daje klientom bezpieczeństwo, stabilność kredytowania i duże oszczędności.

Promocja „Tniemy Wibor” zakłada również bardzo dobre warunki cenowe udzielania kredytu jeśli chodzi o marżę:

  • 1,79 p.p – min. przy 30% wkładu własnego;
  • 2,09 p.p. – min. przy 20% wkładu własnego;
  • 2,39 p.p. min. przy 10% wkładu własnego.

Dodatkowo w przypadku skorzystania z ubezpieczenia proponowanego przez bank, marża może ulec pomniejszeniu o 0, 1 p.p. przy skorzystaniu z ubezpieczenia nieruchomości lub 0, 2 p.p. przy skorzystaniu z ubezpieczenia na życie. Jeżeli bank nie będzie wymagał ubezpieczenia na życie obniży marżę automatycznie.

Tutaj znajduje się przykładowa symulacja rat kredytów dla wybranych domów na Osiedlu Koncept. Z informacji uzyskanych od naszych klientów, którzy zdecydowali się na skorzystanie z promocji „Tniemy WIBOR” wynika, że wyliczona rata kredytu w PBS jest zdecydowanie mniejsza w stosunku do ofert innych banków.
W pierwszym przypadku rata spadła z 2900 na 2100 zł miesięcznie, natomiast w drugim z 4900 na 2900 zł miesięcznie.

Podpowiadamy, nie namawiamy. Z tego, co mówią przedstawiciele Poznańskiego Banku Spółdzielczego, to najlepsza oferta na rynku, dzięki której możliwe jest spełnienie marzeń o własnym domu, np. na Osiedlu Koncept.

Zachęcamy do zapoznania się z regulaminem promocji. Wszystkich szczegółowych informacji z przyjemnością udzielą konsultanci Poznańskiego Banku Spółdzielczego.

Pobierz symulację rat kredytów dla wybranych domów na Osiedlu Koncept