Osiedlove #18 Puzzle

W pracy cały tydzień mamy jakiś kosmiczny młyn. Dopinamy ważny projekt i wszyscy jesteśmy maksymalnie skupieni na swoich pozycjach w tabelkach i wyrobieniu się na czas. Niemal słyszymy nad uchem cykanie zegara i upływający czas – tik, tak, tik, tak…

Czuję, że powoli moje oczy zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Gdzie są krople, mam nadzieję, że się nie skończyły? Na chwilę przestałam uderzać w klawiaturę i rozejrzałam się dookoła.

Dochodziła 21:00, a w biurze jest pełny skład naszego zespołu. O tej porze wyglądamy zdecydowanie mniej formalnie. Marynarki są przerzucone przez krzesła, misternie ułożone rano fryzury zamieniły się na kitki lub luźno spięte spinką zawijasy. Krawaty poszły w odstawkę, koszule pod szyją porozpinane. Przybrane przez nas pozycje mocno odbiegają od tych zalecanych przez fizjoterapeutów. Nie przypominamy tych samych osób, które około 8:00 wchodziły do firmy. Wyprostowani, świeżutcy, wyprasowani, z kubkiem aromatycznej kawy w ręce, sprawiający wrażenie wyspanych, wypoczętych i szczęśliwych, że rozpoczynamy kolejny dzień w biurze.

Teraz siedzimy, jak w transie, z wyraźnym grymasem na twarzy, który oznacza intensywny proces myślowy. Słychać tylko szum pracujących komputerów, stukot klawiszy, co jakiś czas Aśce wibruje telefon. Pewnie mąż albo opiekunka do dzieci, chcą się dowiedzieć, kiedy ma zamiar wrócić do domu. W zasadzie to nie wiem, czy ma męża, chłopaka, dziewczynę, dzieci, psa, kota. Nic o niej nie wiem. O Marcinie, Tadeuszu, Antku i Jolce też nie, może któreś z nich jest poszukiwany listem gończym?

– Hej, stop! – krzyknęłam chyba trochę za głośno, bo wszyscy podskoczyli.

– Co się stało? – nagle koło mnie pojawił się Tadeusz, który był gotowy udzielać pomocy z komputerem.

– Nic się nie zepsuło. Chociaż nie, my się zepsuliśmy. Rozejrzyjcie się. Jesteśmy jak maszyny. Nawet siku nie chodzimy. Kiedy jedliście ostatni posiłek? Kiedy dolaliście sobie wody? Kiedy wyjrzeliście przez okno? Kiedy oderwaliście tyłki od krzesła? Oczy nam wypłyną, umrzemy z głodu i odwodnienia. Minie kolejny tydzień w biurze, wpadniemy nad ranem do domu, żeby się wykąpać, przebrać i zaśniemy w objęciach laptopa. I co nam po tym? Niewielka premia, wyjście na sztywną kolację w modnej restauracji w nagrodę za sukces, a następnego dnia dostaniemy na maila wytyczne dotyczące kolejnego projektu. Stop!

– Anka, co cię ugryzło? – zapytał Tadeusz, który cały czas stał obok mnie.

– Plus dla ciebie, że chociaż wiesz, jak mam na imię. Zamawiamy coś do jedzenia?

– Szkoda czasu, domknijmy swoje rzeczy i idźmy do domu – odezwał się Marcin.

– Nie. Zamykamy laptopy teraz, zamawiamy jedzenie, jemy śniadanio-luncho-obiado-kolację. Pogadamy, zjemy i jedziemy do domu. Jutro skończymy. Mam dosyć i wy też.

O dziwo nie było protestu, laptopy zostały zamknięte. Tadeusz, idąc do swojego biurka, rzucił tylko:

– Jak chcesz, ty tu rządzisz.

– Tak, biorę pełną odpowiedzialność za ten projekt, ale za was też powinnam wziąć. Jutro przychodzimy na 10:00, pracujemy do 18:00. Jak się nie wyrobimy, to przesunę termin zakończenia.

– Coś w tym jest – ożywiła się Aśka. Siedzimy tu kilkanaście godzin, a w zasadzie nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Ja na przykład mam dzisiaj urodziny i nawet ich nie odczułam. Nawet nie miałam czasu, żeby odebrać telefon i odpisać na przesłane życzenia.

Wszyscy wstali, jak na komendę i ryknęło głośne „Sto lat, sto lat…”! Aśka miała łzy w oczach. Ja też, ale raczej były to łzy rozpaczy i poczucia beznadziejności. Co ze mnie za lider zespołu, który nawet nie zauważa swoich pracowników i nic o nich nie wie.

– Aśka, nie mam dla ciebie prezentu, ale coś zaraz wymyślę. Co lubisz, co cię relaksuje, o czym marzysz?

– Lubię puzzle, szukanie i łączenie elementów sprawia mi przyjemność. To czas kiedy odpływam i o niczym nie myślę. Wybieram układanki z ładnymi obrazkami, które kojarzą mi się z czymś przyjemnym. Marzę o małym domku pod Poznaniem, w którym będę miała stół do puzzli i dużo półek do przechowywania pudełek. Teraz te, które już ułożę muszę oddawać. Nie mam na nie miejsca.

Aśka się nakręciła. Zwykłe puzzle, nie zdawałam sobie sprawy, że mogą komuś przynosić tyle radości. Recytowała, jakby miała przygotowaną starannie ułożoną regułkę. Nagle wstąpiło w nią życie i miała charakterystyczny błysk w oku. Może ja też spróbuję. W ramach wyciszenia przerabiałam już jogę, rozwiązywanie sudoku, kolorowanki dla dorosłych. Czy mnie to uspokajało, nie sądzę. Zobaczymy, czy faktycznie puzzle zadziałają kojąco na moje nerwy. Tymczasem pora wreszcie coś zjeść.

– Antek, zbierz zamówienie i zamów jedzenie, zaraz będzie za późno i nam nie przywiozą. Tadeusz, w szafce pod oknem są wina, które dostaliśmy od firm z gadżetami na święta. Wybierz jakieś. Ja przygotuję prezent dla Aśki.

Myśl Marta, myśl. Puzzle, dom, puzzle, dom. Wiem! Z torby do laptopa wyjęłam katalog, który zgarnęłam ostatnio u kosmetyczki. Oferta jakiegoś dewelopera z ładnymi domami, miałam ją przejrzeć dokładniej, ale zapomniałam. Oderwałam okładkę i pocięłam ją na mnóstwo nierównych elementów. Kurde, nie zrobiłam zdjęcia, żeby była ściąga dla Aśki. No trudno, poradzi sobie. Wyjęłam kopertę z szuflady, wsypałam pocięte skrawki. Na małej kartce napisałam szybko życzenia: „Niech to będzie wstęp do realizacji marzeń, które od tej pory staną się Twoim najważniejszym celem do osiągnięcia”.  

– Jedzenie będzie za 20 minut – zakomunikował Antek. Tadziu, co z tym winem?

– No jest, ale czym mam otworzyć, jak nie mamy korkociągu?

– Poszukaj dobrze. Na pewno, w którymś pudełku go znajdziesz. Różne gadżety dostawaliśmy.

– O! Jest scyzoryk. Nie takie rzeczy robiłem!

– Widzisz Tadzik, jak chcesz, to potrafisz.

Do biura weszła Jolka z tacą i sześcioma kieliszkami.

– No, co tak patrzycie? Były w szafce w socjalu. Gdybyśmy czasami przeszli się po firmie, to byśmy wiedzieli, co, gdzie jest. My nawet swojego biura dobrze nie znamy.

Tadzik rozlał wino i podał każdemu. Wznieśliśmy toast za Aśkę i wręczyłam jej kopertę. Nigdy jeszcze nie zorganizowałam prezentu tak szybko i całkowicie bezkosztowo. Kiedy zobaczyłam zaskoczenie i wzruszenie na twarzy Aśki, byłam z siebie dumna. Nikt mi nie uwierzy, jak będę opowiadała tę historię, ale to był naprawdę prezent od serca.

Aśka od razu wysypała „puzzle” na biurko i zaczęła układać. Przez chwilę jej kibicowaliśmy. Czuć było zupełnie inną atmosferę-rozmawialiśmy, śmialiśmy się, bez spiny i zadęcia. Dopiero teraz zauważyłam, że mam super ludzi w zespole. Doskonali specjaliści i spoko ziomki. Czas zadbać o komfort pracy i przestać traktować ich i siebie jak roboty.

– Jedzenie przyjechało! Zamówiłem też dla pana portiera, żeby mu przykro nie było. Poza nim i nami nikogo więcej tu nie ma.

– Antek, jaki ty jesteś kochany – Jolka podeszła i cmoknęła go w policzek.

Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał. Zaczerwienił się i kolejny raz nas zaskoczył:

– Jola, słyszałaś, co szefowa napisała na kartce z życzeniami. Leciało to mniej więcej tak: „…niech marzenia staną się Twoim najważniejszym celem do osiągnięcia”.

– No i? Co masz na myśli?

– Mogę cię odprowadzić do domu? Gdybyś miała wątpliwości, to właśnie zaprosiłem cię na randkę.

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, ale po ich minach zorientowaliśmy się, że Antek wcale nie żartował, a Jolka zupełnie serio traktuje jego zaproszenie. Romansu w zespole jeszcze nie przerabiałam, ale to może być niezłe wyzwanie dla szefowej.

– Jolka odpowiadaj szybko, bo Antek nigdy nie da nam tego jedzenia – odezwał się Tadeusz.

– Wszystko zależy od tego, czy zamiast pałeczek wziął dla mnie sztućce.

– Antek??!! – spojrzeliśmy na niego pytająco.

Dumny wyjął z papierowej torby komplet sztućców i wręczył Joli.

– To, co z tą randką?

– Z przyjemnością – Jolka była trochę zawstydzona, ale ewidentnie zadowolona z takiego obrotu sprawy.

– Aśka, a ty jesz, czy się będziesz sama bawić?

– Już chwila, nie poganiajcie mnie, zostały mi ostatnie elementy. Marta, nie musiałaś ciąć na aż tak małe kawałki. Już, już, już, chwila. Mam to! O matulu, jaki ładny dom!

Podeszliśmy do jej biurka, bardziej z grzeczności niż z ciekawości. Ale efekt nas zaskoczył. To był naprawdę ładny dom. Szkoda, że nie przyjrzałam mu się dokładnie, zanim podarłam okładkę. Przez te przecięcia i szpary nie widać wszystkiego wyraźnie. Nosiłam katalog w torbie pewnie z dwa miesiące i nie zwracałam na niego uwagi.

– Może wreszcie zjemy? Zlitujcie się. Włączę jakąś muzykę i jemy. Ile można się gapić na podartą kartkę – Marcin już zaczynał się niecierpliwić.

– To nie jest zwykła kartka, to dom moich marzeń – odpowiedziała Aśka z pełną powagą. Muszę go mieć, to jest mój cel na najbliższy miesiąc. Tylko muszę coś zjeść, bo nie będę miała siły, żeby go odnaleźć.

– Jedz, jedz. A tu masz pozostałości po katalogu. Nie będziesz musiała daleko szukać. To dom na Osiedlu Koncept, tyle zdążyłam przeczytać. Sprawdź tylko, gdzie są Wiry i Kamionki. Wybierz mądrze, żebyś miała dobry dojazd do pracy. Jak się wszystkiego dowiesz, to daj znać. Też mi się podoba.

– Aśka nie rób tego. Kto by chciał mieszkać na jednym osiedlu z szefową – zażartowała Jolka.

Wreszcie udało nam się zjeść kolację. Była już średnio ciepła, ale za to bardzo smaczna. Nie chciałam pozbawić Jolki i Antka romantycznego spaceru. Zarządziłam grupową ewakuację.

– Do zobaczenia jutro. Zaczynamy o 10:00 od kawy i pikantnych szczegółów z waszej randki gołąbeczki. Aśka, ty możesz być na 12:00. Jedź obejrzeć ten dom i weź dla mnie nowy katalog. Marcin, pamiętam z rozmowy rekrutacyjnej, że w czasie studiów dorabiałeś jako dj. Przygotuj jakąś playlistę, żeby nam się jutro lepiej pracowało.

– Zapamiętałaś? Może ja też powinienem zaprosić cię na spacer?

– Nie przeginaj.

– Zrobię dla nas kawałek. To będzie nasza piosenka – żartował dalej.

– Idziemy do domu, bo już niektórzy zaczynają bredzić. Pa!

Kiedy kładłam się spać, poczułam ulgę. Jakby ktoś zdjął mi wielkiego słonia z ramion. Ciężar, który od dłuższego czasu mnie przygniatał. Awans powinien uskrzydlać, poprawiać samopoczucie, dowartościowywać. Coś poszło nie tak. Nie kojarzę momentu, w którym stałam się maszyną. Zawsze powtarzałam: praca musi być przyjemnością, która pozwala na sprawianie sobie przyjemności. Czas wrócić do tej zasady.

Pobierz e-book z prawie wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas: marketing@tefrahouse.pl