Premiera Osiedla Koncept w Wirach

Premiera Osiedla Koncept w Wirach

Długo wyczekiwane domy na Osiedlu Koncept w Wirach od dzisiaj oficjalnie znalazły się w naszej ofercie. Gwiazdy podpowiadały nam, żeby za wiele nie zmieniać, bo Osiedle jest idealne. Tylko, co to by była za premiera, gdyby nie było nowości?

Nie tylko Wiry będą ją wyróżniały. Na pierwszy plan wysuną się dwa nowe domy. Poza już dobrze znanymi gwiazdami tj.: Gemini (110m2), Libra (126m2), Orion (146m2) przedstawiamy Andromedę (155 m2) i Cassiopeię (193 m2).

Andromeda będzie świetnym wyborem dla wszystkich, którzy szukają wygodnej parterówki w eleganckim i nowoczesnym stylu. Dom bez piętra i schodów przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom jasnych przestrzeni maksymalnie otwartych na ogród. Polecamy wymagającym singlom, rodzinom z małymi dziećmi, osobom z niepełnosprawnością, dojrzałym mieszkańcom zasługującym na zasłużony odpoczynek po wielu latach pracy. Wszystkie pomieszczenia są starannie rozplanowane na jednej kondygnacji. Poczucie jedności z naturą, widok na zieleń i wspaniały taras dopełniający strefę wypoczynkową sprawią, że każdy dzień w tym domu będzie przyjemny.

Cassiopeia została zaprojektowana z myślą o rodzinach, ceniących niebanalną architekturę i codzienną wygodę. To propozycja dla inwestorów ceniących sprawdzone rozwiązania funkcjonalne, naturalne światło i słoneczny klimat wnętrz.
Od frontu dom jest elegancki, a swoje największe atuty odsłania dopiero od strony ogrodu. Szerokie przeszklenia otwierające wnętrze na taras i ogród tworzące prywatną oazę domowników. Cassiopeia to rodzinna przestrzeń wspólna, reprezentacyjny salon, słoneczna jadalnia i kuchnia z podręczną spiżarnią oraz strefa nocna z sypialniami. Dla zwolenników pracy w domu jest również miejsce na gabinet. Nowoczesna stodoła jest komfortowa, a jednocześnie tania w użytkowaniu, przestronna, niezwykle przytulna i funkcjonalna. To konceptowa kompozycja, która nigdy nie wyjdzie z mody.

Więcej informacji na temat wszystkich domów znajduje się tutaj: https://koncept-tefrahouse.pl/domy/wiry. Zachęcamy również do skorzystania z konfiguratora (www.koncept-konfigurator.pl) i wybrania układu, który przyszłym mieszkańcom najbardziej odpowiada.

Mamy nadzieję, że wśród naszych propozycji każdy odnajdzie swój wymarzony dom.

Osiedlove sekrety #7: Ich pięcioro

Dwie kreski na teście mogą oznaczać tylko jedno: ciąża. No dobrze, spokojnie, byłam na to przygotowana. Trzeba zrobić remont.

Serio? Pierwsza rzecz, o której pomyślałam to remont?!

Zanim wyszłam z łazienki, chwyciłam za telefon i umówiłam się do lekarza. Drugie połączenie wykonałam do swojej przyjaciółki, która zajmuje się projektowaniem wnętrz.

Blanka ma 3 lata, powinna mieć swój pokój, Maluszkowi oddamy sypialnię.

Lubię nasze mieszkanie. Wprowadzaliśmy się, jak byłam w ciąży z Blanką. Mam piękne wspomnienia. Wszystko szykowałam i urządzałam z myślą o córce. Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócimy ze szpitala i wejdziemy do jej pokoju. Było pięknie, wszystko nowe, pachnące, takie nasze. Trudno mi opisać swoje emocje, gdy wracam do tamtych chwil. To coś wyjątkowego ściska mnie w żołądku zawsze, kiedy przypomnę sobie, jak bardzo byłam szczęśliwa. Nadal jestem.

Mąż i córka przyjęli wiadomość o nowym członku rodziny z radością, ale z pewną dozą niepewności i chyba lekką obawą. Przyzwyczailiśmy się do życia w trójkę. Wszystko mieliśmy rozplanowane, poukładane, były rytuały i spontaniczne akcje. Doskonale się czuliśmy w swoim towarzystwie i dobrze razem bawiliśmy. Od jakiegoś czasu Blanka przesypiała całe noce, zaczęła sama wymyślać sobie zabawy, co prawda 15-minutowe, ale to zawsze coś.

Teraz dojdzie jeszcze jedna osoba i wszystkiego musimy nauczyć się nowo.

To nie tak, że się nie cieszymy. Bardzo się cieszymy. Tylko musimy nauczyć się żyć z myślą, że za kilka miesięcy będzie nas czworo.

Mateusz dał mi zielone światło na rozpoczęcie remontu. Lubię być przygotowana na wszystkie ewentualności. Wiem, że przez co najmniej rok dziecko zazwyczaj mieszka z rodzicami w sypialni. Nie ważne. Musi mieć swoje miejsce w domu, przygotowane specjalnie dla niego. Blanka miała swój pokój, Maluszek też będzie miał. Musi być jasno, neutralnie, przytulnie.

Obawy i niepokój odeszły na bok. Mateusz wybierał nowy samochód, stwierdził, że nasz zdecydowanie jest za mały. Miał swój cel, ja też byłam w trybie zadaniowym. Przygotowanie Blanki na pojawienie się siostry lub brata, przeglądanie ciuszków, zapewnianie Mateusza, że nie będę burzyła ścian i przerabiała całego mieszkania, uspokajanie dziadków i ich pełnej gotowości do przeprowadzki. W głowie miałam wszystko poukładane. Nie przewidziałam tylko jednego.

Gratuluję, będą mieli Państwo bliźniaki – pan doktor oznajmił z uśmiechem na twarzy podczas jednej z wizyt.

O matko Mateusz, musimy kupić dom!

Znowu to zrobiłam. Pierwsza myśl – dom.

Chyba autobus – wyszeptał Mateusz.

Był blady. Nie wiem, czy bardziej wystraszyła go informacja o bliźniakach, czy wizja kupna i remontu nowego domu. Wiedział, że nie żartuję, że nie jest to moja chwilowa zachcianka i szok „pobliźniaczy”. To się dzieje naprawdę. Zdawał sobie sprawę, że w sekundę po wyjściu od lekarza przedstawię mu oferty domów na sprzedaż.

Nie pomylił się w swoich przypuszczeniach.

Słuchaj, tu nie ma na co czekać. Pamiętasz, jak ci pokazywałam dom w Kamionkach?

– Nie pamiętam.

– Nie ważne. Muszę jeszcze raz zrobić konfigurację i zamienić biuro na dodatkowy pokój dziecięcy. W sumie, może lepiej wziąć ten większy, chyba Orion. Wtedy mamy i pokój i biuro. Skoczysz z Blanką na plac zabaw, a ja sprawdzę, czy jeszcze jest jakiś wolny na tym gwiezdnym osiedlu.

Mówisz o Koncepcie?

– Tak, jednak pamiętasz.

– Ostatnio przeglądałem w pracy ich folder. Piotrek z IT chyba kupił jeden z tych domów.

– Musimy się pospieszyć, ostatnio większość domów była zarezerwowana.

– Tylko wiesz, że nie wprowadzisz się tam za miesiąc? Budowa dopiero się zacznie i to dosyć długi proces.                               

– Wiem, wiem. Poczekam.

– Co powiedziałaś? Poczekasz? Ty, poczekasz? Świat oszalał.

Byłam tak podekscytowana, że nie do końca słuchałam, co do mnie mówi. Musiałam czymś zająć myśli. Dom był tym, co pozwoliło mi odpłynąć.

Bliźniaki?! Jak, gdzie, kiedy? Teraz dopiero się zacznie.

Plan jest taki: kupujemy dom, sprzedajemy nasze mieszkanie, przejściowo wynajmujemy większe dla naszej… Piątki.

 

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas ?

 

Dom – chcieć go, czy może lepiej nie?!

Po co mi dom?
W zasadzie po nic, mam gdzie mieszkać. Jest całkiem przytulnie, dużo miejsca, balkon w sam raz, sąsiedzi przyjaźnie nastawieni. Jedyne czego brakuje to ogród. Przydałby się, ale czy jest niezbędny? Więcej czasu spędzamy poza domem. Praca, załatwianie różnych spraw, wyjazdy.

Wiadomo, że przyjemnie jest posiedzieć wieczorem w ogrodzie, schłodzić się w basenie, zjeść obiad na tarasie, zaprosić znajomych na grilla, podlać wyhodowane pomidorki. Tylko czy to wystarczające powody, aby brać sobie na głowę szukanie domu, działki, dewelopera, kredytu na kilkadziesiąt lat i jeszcze remont?

Pytanie brzmi – jak to zrobić, żeby się nie narobić i przy okazji zaoszczędzić sobie nerwów?

Po pierwsze należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno chcesz mieć dom. Zrobić listę za i przeciw. Może się okazać, że ogród i trochę większa przestrzeń wcale nie jest na szczycie twojej listy marzeń.
Jeśli jednak jesteś zdecydowany, zacznij od podjęcia decyzji, w jakiej lokalizacji chcesz zamieszkać, jaki metraż cię zadowoli, ile pomieszczeń potrzebujesz, wystarczy ci miejsce parkingowe czy niezbędny jest garaż.

Porozmawiaj ze znajomymi, co się sprawdza, a co nie. Może mają godnego polecenia dewelopera, ktoś widział szyld z działką na sprzedaż, znają Pana Staszka, który ma firmę budowlaną, a jego brat zajmuje się wykończeniówką, siostra koleżanki jest sprzedawcą w biurze nieruchomości, jej były mąż zajmuje się doradztwem kredytowym, teść sąsiadki ma firmę fotowoltaiczną, a na słupie kumpel zauważył ogłoszenie szukającego pracy ogrodnika. Brzmi absurdalnie. Zmierzam jednak do tego, że nie ma nic cenniejszego od poleceń.

Czas jest na wagę złota. Wszyscy mamy go za mało. Po co więc tracić godziny na wertowanie stron internetowych, czytanie anonimowych opinii w internecie, porównywanie cen i zastanawianie, czy wybrana osoba/firma będzie solidna i wywiąże się ze wszystkich zobowiązań. Wystarczy zapytać i skorzystać z podpowiedzi tych, którzy już przeszli przez ten proces, mają większe doświadczenie i listę kontaktów.

Kontynuując wątek, deweloperzy oferują również wiele programów lojalnościowych. Nie dość, że otrzymałeś na tacy sprawdzonego specjalistę, to jeszcze dostaniesz rabat, dodatkową usługę, czy inne dodatki tylko dlatego, że jesteś znajomym znajomego.
Uwierz, że każdy taki bonus jest bardzo cenny, bo przed tobą baaardzo dużo wydatków.
W skrócie-bierz, co dają w gratisie.

Dobrym rozwiązaniem jest także skorzystanie z narzędzia, które oferują niektórzy deweloperzy służącego do konfiguracji domu. Możesz go zaprojektować, samodzielnie wybierając rodzaj zabudowy, układ pomieszczeń, podejrzeć stosowane technologie wpływające na koszty utrzymania domu, wybrać dodatkowe rozwiązania, które mogą okazać się dla ciebie strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo możesz od razu poznać całkowity koszt domu, który skonfigurowałeś. Jeśli jesteś szczęściarzem i wybrana opcja spełni twoje oczekiwania, wystarczy skontaktować się z biurem sprzedaży danego dewelopera i podpisać umowę, pomijając tym samy kolejne kroki i zaoszczędzić czas na szukaniu innych opcji.

Gratuluję, właśnie dokonałeś niemożliwego. Zrobiłeś i się nie narobiłeś.

Jeśli natomiast decydujesz się na zakup działki i budowę domu od postaw to… O panie, wiej!

Najlepiej od razu odpowiedz na pierwsze pytanie, że wcale tego domu nie potrzebujesz i zaznacz przewagę minusów nad plusami. Dopiero tutaj zaczyna się zabawa.
Kupując dom od sprawdzonego dewelopera, nie martwisz się praktycznie o nic (poza pieniędzmi) do momentu odebrania kluczy. Przed tobą tylko, a może aż remont i przeprowadzka. Budowa odbywa się poza tobą. Ma być zgodnie z umową i tyle.

W drugim przypadku są dwie opcje.

Albo wygrasz los na loterii, skorzystasz z poleceń i pójdzie równie gładko albo będzie zdecydowanie gorzej i w trybie eksternistycznym będziesz musiał zrobić studia z budowlanki. Pocieszające jest to, że po pandemii wszyscy mamy wprawę w pracy i zdobywaniu wiedzy online, przynajmniej będzie szybciej.

Tak na poważnie chodzi o to, że jeśli nie spotkasz na swojej drodze ludzi, którzy faktycznie znają się na swoim fachu, możesz zostać oszukany, a wymarzony dom może stać się tym znienawidzonym.

Wniosek jest jeden. Musisz chcieć tego domu, zrobić dokładną listę swoich potrzeb, skorzystać z poleceń i przede wszystkim bazować na intuicji. Spełniaj swoje marzenie z ludźmi, którzy wzbudzają twoje zaufanie i dobrze się z nimi czujesz. Nie ważne, czy są to przedstawiciele dewelopera, pan Staszek z budowy, doradca kredytowy, czy pani architekt. Spędzisz z nimi sporo czasu, przed wami dużo rozmów telefonicznych, korespondencji mailowej. Wybieraj tak, żeby było profesjonalnie, miło i zabawnie. W takich warunkach najlepiej realizować marzenia, a te o domu przede wszystkim.

Osiedlove sekrety #6: Dzik jest dziki, dzik (nie) jest taki zły

Za dużo biegam, zdecydowanie za dużo biegania. Tak się wkręciłem, że codziennie sprawdzam nowe trasy, ścieżki, przeglądam grupy, na których biegacze dzielą się swoimi doświadczeniami.

Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że będę biegał, to założyłbym się o wszystkie pieniądze świata, że nie ma takiej opcji. Ja i bieganie? Bieganie w lesie, gdzie nic się nie dzieje, bieganie z przypadkowo poznanymi ludźmi? No błagam. To są jakieś brednie.
No to mam nauczkę na przyszłość: nigdy nie mów nigdy!

Sam nie wiem, co się zmieniło. Nagle z korpoludka kochającego tętniące życiem miasto, nocne eskapady po knajpach, stałem się zagorzałym biegaczem, mieszkańcem podpoznańskiej spokojnej miejscowości, który znajduje spokój w lesie, a wieczorami najlepiej relaksuje się we własnym ogródku zamiast w głośnych klubach w otoczeniu mnóstwa ludzi.

To dosyć zabawna historia. Pewnej nocy miałem dziwny sen. Jak się okazało proroczy. Śniło mi się, że przygotowywałem się do maratonu. Ja do maratonu, dobre sobie. W każdym razie wyszedłem z domu w pełnym ekwipunku biegacza i ledwo zrobiłem kilka kroków, a już byłem w lesie.

Biegłem, na serio biegłem. I to całkiem szybko. Mijałem inne osoby, pozdrawialiśmy się, uśmiechaliśmy, jak starzy kumple. Byłem taki dumny, niczym Forrest Gump zasuwałem po lesie. Spojrzałem na zegarek. Widocznie wynik mnie zadowolił, bo byłem bardzo zadowolony z siebie. Napiłem się wody i coś mnie zaniepokoiło. Odwracam się, a za mną stoi dzik. Stoi i patrzy. O żeż Ty! Teraz to dopiero biegłem. Wyleciałem z tego lasu jak „dziki”. Wpadłem do domu, zamknąłem drzwi i krzyczę: Aśka, dzik mnie goni!

Krzysiek obudź się! Jaki dzik? Zwariowałeś, nie krzycz. Wystraszyłeś mnie.

Zacząłem opowiadać, jednym tchem, że mieliśmy taki super dom, przy samym lesie, było zielono, przyjemnie. Biegałem, trenowałem do maratonu, miałem kumpli biegaczy. I jak ten dzik mnie gonił, to uciekłem do domu, bo było tak blisko lasu. A, że szybko biegam, to szybko uciekłem.

Krzysiu, czy Ty się dobrze czujesz? Przecież Ty biegać nie umiesz. Zaczynam się o ciebie martwić. Ale pozostała część snu bardzo mi się podoba. Chcesz mieszkać pod miastem blisko lasu? Poczekaj.

Aśka wyjęła telefon i dzwoni. Ja nadal nie ogarniam sytuacji, przez tego dzika, co mnie gonił.

Cześć Anka! Krzysiek zwariował. Masz jeszcze tę Librę dostępną? Jak tak, to bierzemy od razu. Możemy jutro wpaść?

Tak oto moje życie się zmieniło za sprawą dzika. Następnego dnia mieliśmy już podpisaną umowę rezerwacyjną na Librę-dom w Kamionkach tuż przy lesie. Nie interesowało mnie jaki duży jest ten dom, czy ma ogród, miejsce postojowe i czy jest tam internet. Jedyne pytanie, które zadałem na samym początku, brzmiało: czy są tam dziki????

Anka, pomimo że znamy się długo i ma duże doświadczenie z klientami, była pewna, że żartuje. Odpowiedziała, że całe watahy podchodzą pod domy i straszą dużych chłopców. Bardzo zabawne. W każdym razie, w tym samym momencie postanowiłem, że zacznę biegać. Tak mi się spodobała duma i zadowolenie, które odczuwałem we śnie, że zdecydowałem zamienić nadgodziny przy komputerze na bicie życiowych rekordów. Zanim wprowadziliśmy się na Osiedle Koncept, byłem już zapalonym biegaczem. Okazało się, że Kamionki są wymarzonym miejscem do trenowania i wielu sąsiadów podziela moją pasję.
Aśka okazała się bardzo wyrozumiała, chyba nawet było jej to na rękę. Ona działała na budowie, ustalała wszystkie szczegóły dot. remontu, wybierała meble, kafelki, kolory ścian, a ja po prostu biegałem.
Bez obaw. Miałem opanowane, jak postępować w sytuacji, gdy na mojej drodze nagle stanie dzik.

Nie zaskoczył mnie też prezent od Aśki w dniu odebrania kluczy do nowego domu. Dostałem breloczek w kształcie dzika.

Wszyscy przecierają oczy ze zdumienia, jak opowiadamy tę historię. Jak można za sprawą jednego snu następnego dnia, bez zastanowienia, kupić dom, zmienić całe życie i jeszcze zacząć biegać? Widocznie można. Nie żałuję żadnej decyzji, którą podjęliśmy po moim przebudzeniu. To był sygnał do zmiany. Zmiany na lepsze.
Jeszcze jedno sprostowanie. To nie sen był przyczyną, to sprawka tego jednego dzika. Ma skubany moc sprawczą.

Aśka żartuje, że gdyby symbolem naszego osiedla nie była gwiazda, to z pewnością byłby dzik.

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas ?

 

Osiedlove sekrety #5: Bajkowe wspomnienia

Piknik nad jeziorem to już rytuał. Jak tylko zaczyna robić się ciepło, a przypada to przeważnie w połowie maja, aż do chłodnych jesiennych podmuchów raz w miesiącu spotykamy się ze znajomymi zawsze w tym samym miejscu. Rozkładamy koce, leżaki, turystyczne stoliki i delektujemy się widokiem otaczającego nas lasu, chmur odbijających się od tafli jeziora, śpiewem ptaków, metalicznym, połyskującym na granatowo żukiem, który wdrapuje się na patyk, żabą polującą na muchę oraz swoim towarzystwem. Za każdym razem największą niespodzianką jest to, co ukrywamy w koszach. To już trochę popisy i zawody na kreatywne jedzenie piknikowe. Za nami już kilka lat wspólnego biesiadowania, więc sprawa nie jest prosta.

Zaczęło się, kiedy po trzech dniach w swojej nowej pracy zapytałam, kto oglądał Misia Yogi. Było to w okolicach Świąt Wielkanocnych. Wymienialiśmy się wspomnieniami, opowiadaliśmy, jak ten czas spędzało się w naszych domach i co lądowało na stołach. Na tablicy zapisywaliśmy, czy należymy do drużyny jaja wielkanocnego, czy do drużyny ryby wigilijnej. Ja zdecydowanie jestem fanką grudniowej gorączki świątecznej, ale kulinarnie bliżej mi do wielkanocnych konkretów.

Nasz zespół składał się w większości z roczników z połowy lat dziewięćdziesiątych. Kiedy opowiadałam, że w dzieciństwie uwielbiałam Wielkanoc głównie za poranne oglądanie bajki o przygodach Misia Yogi, który kradł koszyki turystom w Parku Narodowym Yellowstone, większość patrzyła na mnie i nie wiedziała, o czym mówię.

– Ludzie, błagam was. Nie znacie Misia Yogi i Boo-Boo? A Hanna Barbera coś wam mówi? Ja się zabiję, z kim ja pracuję!?

Jakieś dwie godziny później do mojego biura wszedł Michał z IT i trochę zmieszany powiedział, że on wie, kto to Yogi, strażnik Smith i Cindy. Okazało się, że równie mocno czekał na świąteczny poranek i razem z bratem oglądali poczynania głównych bohaterów. Wyraził również ubolewanie, że nie rozumie, dlaczego ta bajka była emitowana w telewizji tak rzadko, bo oglądanie jej na VHS to już nie było to samo.

– Dokładnie tak! Też tak uważam!

Michał miał chytry plan. Zbliżał się firmowy wyjazd integracyjny i mój kolega uznał, że trzeba tym siusiumajtkom pokazać fenomen Misia Yogi. Mieliśmy wynajęty autokar, bo ekipa jest całkiem spora. Postanowiliśmy, że po drodze koniecznie włączymy im bajkę. Kto dotrwa do końca, będzie godny, aby dołączyć do naszego dorosłego teamu. Chwilowo składającego się z Michała i ze mnie.

To nie był najlepszy pomysł. Bajka nie wzbudziła ekscytacji wśród naszych młodszych koleżanek i kolegów. Dla własnego dobra po kilkunastu minutach zdecydowaliśmy z Michałem, że kończymy naszą misję.

Zostaliśmy okrzyknięci królami pikniku i dostaliśmy zakaz wymyślania dalszych atrakcji. Mimo wszystko wyjazd okazał się bardzo udany. Poznałam ludzi, zmieniłam otoczenie, pokochałam jeziora, czułam, że wygrałam życie. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz byłam na Mazurach.

Drugiego wieczoru Michał podszedł do mnie i zaprosił na piknik do Parku a’la Yellowstone. Zaintrygowana bez zastanowienia poszłam za nim. Poprowadził mnie jakimiś wąskimi ścieżkami w malownicze miejsce. Słońce już prawie zachodziło, było piękne światło, obok połyskujące jezioro, a na trawie koc i kosz piknikowy.

Ścisnęło mnie w żołądku. Chyba mam randkę. I to jaką! Spojrzałam na Michała i miałam ochotę rzucić mu się na szyję. Nie wiem, czy to wina tego miejsca, szampana, którego przed chwilą piłam, czy jego. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest przystojny. Spojrzał na mnie i poczułam gęsią skórkę.

– Usiądź, proszę. Napijesz się wina?

Nie czekając na odpowiedź, otworzył kosz. Wyjął dwa kieliszki, butelkę wina i owocowo-serowe przekąski.

Włączył skrywany pod koszem tablet i zaprosił na seans.

Włączył Misia Yogi. Jednocześnie czułam rozbawienie, rozczulenie i wdzięczność. Oglądaliśmy, a nasze ciała coraz bardziej się do siebie zbliżały. Zapomnieliśmy, że gdzieś za tymi krzakami trwa impreza integracyjna. Chyba nie muszę opowiadać, jak skończył się ten wieczór.

Wróciliśmy z Mazur jako para. Udawaliśmy przed innymi, że nic się nie wydarzyło. To nie było aż takie trudne. Okazało się, że kilka dni przed tym, jak rozpoczęłam swoją pracę w tej firmie, Michał złożył wypowiedzenie i niecały miesiąc później miał objąć samodzielne stanowisko w innej korporacji. Dobrze się złożyło, niechętnie łączę życie prywatne z zawodowym.

Od samego początku naszego związku mieliśmy jedną tradycję. Regularnie organizowaliśmy sobie piknik nad pobliskim jeziorem na leśnej polanie. Na początku były to romantyczne wyjazdy we dwoje, z czasem dołączali do nas nasi znajomi. I tak nasza tradycja stała się tradycją pięciu par. Czy żałujemy, że skończyło się nasze romansowanie na pikniku? Nic a nic. Uwielbiamy ten nasz tłok na kocu, a kiedy chcemy poczuć się jak podczas pierwszej randki, po prostu bierzemy koc, kosz i organizujemy imprezę tylko dla siebie.

To właśnie na pikniku Michał mi się oświadczył, przekazał bilety na moje wymarzone Karaiby, poinformował o swoim kolejnym awansie. To właśnie w tym miejscu Michał dowiedział się, że będzie tatą i otrzymał ode mnie klucze do naszego nowego domu na Osiedlu Koncept.

Kiedyś rozmawialiśmy o naszych marzeniach. Każde z nas miało ich kilka. Jedno było wspólne. Chcieliśmy zamieszkać w miejscu, w którym możemy organizować piknik zawsze, kiedy tylko mamy na to ochotę. Choćby zaraz. Czy może być lepsze miejsce niż osiedle pod gwiazdami?

To miejsce jest cudowne. Wystarczy, że weźmiemy koc, nianię elektroniczną, żeby kontrolować, czy córka się nie budzi, i rozkładamy się na trawie w naszym ogrodzie.

Nie zrezygnowaliśmy z naszego rytuału nad jeziorem, nadal raz w miesiącu się spotykamy. Tyle że w powiększonym składzie, bo doszły dzieci i jeszcze więcej jedzenia.

Wiadomo, że trudniej jest nam teraz wyskakiwać na piknikowe randki tylko we dwoje. Dlatego mamy je na wyciągnięcie ręki, pod własnymi gwiazdami

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas ?