Nasz dom na Twojej działce

Co jakiś czas odbieraliśmy telefony z pytaniem, czy możemy wybudować dom na innej działce niż Osiedle Koncept. Rozmówcy zachwalali nasze „wolnostojące”, że takie ładne, że inne od wszystkich, że mają wszystko, co mieć powinny. Odpowiedź zawsze brzmiała: „Przykro nam, ale nie”.

Nie, nie, nie… Tylko w zasadzie, dlaczego nie?!

Mamy gotowe projekty oraz doświadczoną ekipę, która je buduje i nie ma sensu się ograniczać. Warto wyjść poza schemat i zrobić coś nowego.

Dlatego, przepraszamy wszystkich, którym odmówiliśmy. Już jesteśmy gotowi, aby odpowiedź brzmiała: „Z przyjemnością wybudujemy nasz dom na Twojej działce”.

Jeśli masz działkę (w okolicach Poznania) i oczamiwyobraźni widzisz na niej Perseusa, Cassiopeię lub Andromedę, możemy połączyć siły i zrealizować Twoje marzenie.

Nasz dom na Waszym terenie. Co Wy na to? Chętnie o tym porozmawiamy

Biuro sprzedaży: tel.: 61 669 85 63

Osiedlove w nowej odsłonie

Każdy ma swój sposób na oderwanie się od rzeczywistości, problemów i znalezienie sposobu na wyciszenie. Dla jednych jest to joga, dla innych serial, dla trzecich spacer. Dla wielu formą relaksu jest książka i zatopienie się w lekturze.

Od pierwszej historii opisanej w cyklu Osiedlove dostawaliśmy sygnały, że nasi odbiorcy czekają na kolejne. Oczywiście były różne opinie, niektóre teksty oceniane były jako zabawne, inne jako przesłodzone i denerwujące. Ci, którzy lubią Harlequiny, znaleźli w nich idealną odskocznię dla siebie.
Zbierając wszystko do worka, pisaliśmy dalej. Minął rok od Osiedlove #1 i dobrnęliśmy do Osiedlove #15.

I wiecie co? Powstała z tego książka lub jak, kto woli e-book. 72 strony Osiedlovych historii, rozgrywających się na Osiedlu Koncept.
Nie tylko przyjemnie jest poczytać do poduszki optymistyczne losy bohaterów. Warto je, chociaż przejrzeć, przekartkować dla samych ilustracji obrazujących, co kryje się pod tajemniczymi tytułami, które tradycyjnie są efektem pracy Łukasza Drzycimskiego.

Osiedlove w formie papierowej można otrzymać w naszym biurze sprzedaży lub pobrać e-book. Jak jesteście gdzieś dalej, to śmiało piszcie (marketing@tefrahouse.pl). Wyślemy pocztą.

Zapraszamy i zachęcamy 🙂

Pobierz e-book

 

Osiedlove #13: Pełnia szczęścia

Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot. Kocham ten mój babiniec (żonę i bliźniaczki), ale czasami mam ochotę spakować plecak, wyjść i zaszyć się w lesie. Bez zasięgu, telefonów, laptopów, tabletów. Sam.
Mógłbym wtedy coś powiedzieć, nie szkodzi, że do siebie. Nikt by się nie wtrącał, nie obrażał, nie zwracał mi uwagi, nie trzaskał drzwiami. Cisza, spokój… O tak, tego mi trzeba po dzisiejszej awanturze.

Jestem prezesem dużej firmy, zarządzam zespołami, mam kontakt z ludźmi na różnych szczeblach kariery, z mocnymi charakterami, różnymi osobowościami, z ugruntowanymi pozycjami. Odnoszę wrażenie, a nawet jestem przekonany, że mnie szanują, liczą się z moim zdaniem, przychodzą do mnie po radę w sprawach zawodowych, a często również prywatnych.
To co, kurde, poszło nie tak, że własne córki mają mnie za nic nierozumiejącego głąba? Gdzie popełniłem błąd?

Od małego uczyłem je tolerancji, szacunku do ludzi i pieniędzy. Byłem otwarty na ich pomysły, wspierałem, kiedy chciały próbować nowych rzeczy. Cieszyłem się, gdy przychodziły i prosiły o zapisanie na kolejne lekcje, treningi. Nawet jeśli miałaby to być jednorazowa próba. Duma mnie rozpierała, że są ambitne i chętne do poznawania świata. Dobrze się uczyły, miały mnóstwo przyjaciół. W tej kwestii nic się nie zmieniło, nadal tak jest.
Ala jeździ konno, Zuza tańczy. Za chwilę kończą liceum i zaczynają studia. Obie wybrały komunikację marketingową i nowe media w WSB w Poznaniu. Po co im ten marketing, nie wiem, ale nie chce mi się już z nimi dyskutować.
Przegapiłem moment, kiedy z przyjaciela, najlepszego tatusia na świecie stałem się wrogiem numer jeden. Tylko dlatego że jakiś rok temu próbowałem je trochę ukierunkować, zaproponowałem im spotkanie z doradcą zawodowym. Znam je przecież. Wiem, w czym są dobre, jakie mają talenty i w czym mogłyby się spełniać. Nigdy natomiast nie naciskałem, nie zabraniałem tych marketingów. Chciałem tylko normalnie porozmawiać. Zaproponowałem, że marketingu mogą się uczyć u mnie w firmie, zorganizuję im staż w naszym dziale promocji. O mój ty panie! Co to było za znieważenie i głupi pomysł. No bzdura totalna. Ale to nie wszystko.

Gwoździem do trumny było zanegowanie pomysłu o ich wyprowadzce z domu, jak tylko zdadzą maturę. To to już był pomysł od czapy. Studia w Poznaniu, a te sobie wymyśliły, że chcą wynająć mieszkanie. Zaznaczę tylko, że mieszkamy w Luboniu, w 160-metrowym domu, rzut beretem od ich przyszłej uczelni.
Samodzielności i prywatności im się zachciało. Jakby jej miały mało. Odkąd dziewczyny poszły do liceum i wolały spędzać czas z rówieśnikami, pozwoliliśmy sobie z żoną na więcej swobody, pracy. W domu raczej spędzamy niewiele czasu. Mają go praktycznie dla siebie. Mogą zapraszać znajomych, bawić się, organizować imprezy. Wszystko w granicach rozsądku, oczywiście. Zawsze im powtarzaliśmy, że to nie wiek świadczy o dojrzałości. Dziewczyny, poza tym, że są pyskate i czasami mam ich naprawdę dosyć, to mądre i odpowiedzialne bestie. Mam do nich zaufanie. No ale wyprowadzka? Co to to nie.

Żona się ze mnie śmieje, że zabraniam z egoistycznych pobudek. Boję się rozłąki, będę tęsknił, martwił się o małe córeczki i stracę je na zawsze, na rzecz jakiegoś młodego przystojniaka. Serio?
No, kurde, serio. Boję się – i kto mi zabroni? Wiadomo, że nigdy się do tego nie przyznam, ale taka jest prawda. Po moim trupie!
Potrzebuję pogadać z kimś dorosłym, niewrzeszczącym, z kimś, kto mnie zrozumie.

– Cześć, stary! Skoczymy na drinka?
Zadzwoniłem do Bartka, kumpla, którego jakiś czas temu poznałem w Krakowie na szkoleniu z zarządzania. Od kilku miesięcy umawiamy się na spotkanie i nic z tego nie wychodzi.
– Ty to masz wyczucie. Marzę, żeby się wyrwać z domu. Dzisiaj dzieciaki dają mi popalić. Możemy się spotkać tak po 20.00, poczekam, aż zasną, i mogę jechać.
– To OK. 21.00 tam, gdzie zawsze.
– Pasuje, będę. Z nieba mi spadłeś z tą propozycją dzisiaj.

Dobrze było go zobaczyć. Ma w sobie dobrą energię, nigdy nie narzeka, zaraża entuzjazmem.
Mamy mnóstwo wspólnych tematów do rozmów, podobne zainteresowania, czasami nasze drogi łączą się też na zawodowych ścieżkach.
Dzisiaj jednak tematem numer jeden były dzieci. Bartek co prawda ma problemy charakterystyczne dla wieku żłobkowo-przedszkolnego. Pamiętam te czasy wiecznego wymyślania zabaw, wciskania jedzenia, udawania lwa, krówki, konika i ciągłego niewyspania. Współczuję.
– Ty, ale ja mam dla ciebie rozwiązanie. Ala z Zuzką będą mieszkały same, a ty będziesz miał je prawie pod swoim dachem. – Bartek nie rozumiał moich dylematów.
– Niby jak, mam mieszkać w garażu i oddać im dom?
– Coś w tym stylu, ale nie do końca. Budujemy Osiedle Koncept w Wirach, kojarzysz? Mam tam taką dużą działkę pod nowy dom, Pełnię. Powierzchnia około 280 metrów kwadratowych, w tym 50 przeznaczone na dodatkowe pomieszczenie, może być z osobnym wejściem. Zrobisz tam dziewczynom kawalerkę. Będą miały swoje mieszkanie. Jak już faktycznie wydorośleją i wyfruną z gniazda, przerobisz sobie na biuro, zrobisz Karolinie gabinet do przyjmowania pacjentów czy co tam sobie wymyślisz. Nie chcę cię na siłę namawiać, ale przemyśl to. Pogadaj z Karoliną, zaproponuj takie rozwiązanie dziewczynom. Może to rozwiąże twoje problemy i nie uschniesz z tęsknoty.
– Weź ty się puknij w łeb. Jakiej tęsknoty? Chyba ty.

Wypiliśmy po jednym drinku, no, może dwa, i rozjechaliśmy się do domów. Karolina jeszcze nie spała. Opowiedziałem jej o pomyśle Bartka. Nie była zachwycona wizją przeprowadzki, ale ostatecznie stwierdziła, że pomysł nie jest najgorszy. Najważniejsze, żebyśmy się dogadali i zakończyli kłótnie związane z wynajmem.

Rano przy śniadaniu zarządziłem naradę rodzinną. Powiedziałem, co wiedziałem, i dałem czas do namysłu. O dziwo, Alka z Zuzką nie odezwały się ani słowem, wysłuchały do końca, podziękowały za śniadanie i kakao. Rozumiecie, kakao na tłustym mleku z cukrem. Wypiły całe kubki, bez wyliczania kalorii i wpisywania do aplikacji dietetycznej.

Wróciły po godzinie i zaprosiły mnie na spacer. Wyczuwałem podstęp.
– Tatuś, wiesz co? – zaczęła Zuza.
– Tatuś? A to coś nowego. Nawijaj.
– Powiedz Bartkowi, że kupujemy ten dom. Zostajemy z wami. Ale nie chcemy mieszkać w tej dodatkowej kawalerce, tylko normalnie w pokojach na piętrze.
– W tym pomieszczeniu zrobimy spa. Będzie mały basen z jacuzzi, sauna, łóżko do masażu. Będziemy organizowały tam babskie spotkania, relaksowały się i ćwiczyły – wymieniała Ala.
– Po czym chcecie się relaksować i co ćwiczyć? – drążyłem.
– Bo my jednak chyba pójdziemy na fizjoterapię, a tego marketingu pouczymy się u ciebie w firmie – wtrąciła Zuza.
Czy ja dobrze usłyszałem? Będą mieszkać z nami, wybrały kierunek studiów, który im jakiś czas temu proponowałem, poznają od środka firmę, którą kiedyś im przekażę, i do tego wszystkiego znowu jestem tatusiem? Muszę zadzwonić do Bartka i mu podziękować. Jednak nie wyprowadzam się do lasu i nie będę budował szałasu.
– Tatuś?! – zaczęły jednocześnie.
Wiedziałem, że nie może być tak pięknie.
– A gdybyśmy jednak chciały w tym pomieszczeniu zrobić taki miniklub? Z barem, małym parkietem, bilardem, fajnym oświetleniem i dobrym nagłośnieniem. To byś się zgodził? – kontynuowała Ala.
– Róbta, co chceta. To pomieszczenie jest wasze. Tylko dajcie znać, na co się decydujecie, bo w razie czego Bartek będzie musiał je wygłuszyć. Zresztą niech lepiej wygłuszy od razu. Skąd mam wiedzieć, co wam za chwilę do głowy strzeli. Tylko nie chcę już słyszeć o wyprowadzkach.
– Tatuś, kochany jesteś. Zostaniemy z wami na zawsze!
– O matko, teraz to już przesadzacie.

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas ?

 

Targi Mieszkań i Domów

Już 12 i 13 marca na Międzynarodowych Targach Poznańskich odbędą się kolejne Targi Mieszkań i Domów. Wiosenna edycja przyniesie sporo nowości. My również dorzucimy coś ciekawego do tego worka.

Zespół Tefry House znajdziecie w hali nr 3 na stoisku A7. Gdybyście mieli pytania dotyczące finansów, kredytów, prognoz będzie z nami Ekspert Finansowy, który z przyjemnością odpowie na wszystkie pytania.

Do zobaczenia!

Osiedlove #12: Dobrze mieć przyjaciół

Kiedy wychodziłam z pracy, było już ciemno. Po całym dniu w biurze brakowało mi powietrza, miałam ochotę odetchnąć pełną piersią. Problem polegał na tym, że byłam w centrum miasta i mogłoby to grozić zadławieniem gęstym powietrzem. Stałam przed firmą i nie wiedziałam, co dalej robić. Nie chciało mi się wracać do pustego mieszkania, na zakupy nie miałam ochoty, w zasadzie gadać też mi się nie chciało, więc nie było sensu do nikogo dzwonić.

Najchętniej usiadłabym teraz na trawie, pogrzebała gołymi stopami w ziemi i pogapiła się w niebo. Może bym i usiadła, tylko w lutym mogłoby to grozić zapaleniem pęcherza, katarem i odmrożonymi palcami.

Chyba jednak coś zjem. Wyjęłam telefon, zadzwoniłam do Marcina i Tomka i zaproponowałam wspólną kolację. Chłopaki akurat byli w trakcie przygotowywania swojego popisowego burrito, bez zawahania się zaprosili mnie do siebie. Zamówiłam Ubera i chwilę później stałam pod ich domem.

Na Osiedle Koncept wprowadzili się kilka miesięcy temu. Gdybym kiedyś wzięła udział programie TVN „Kto tu mieszka?”, zgarnęłabym główną nagrodę. Już na zewnątrz widać i czuć, że to dom Marcina i Tomka. Każdy element wystroju oddaje ich charakter, artystyczne dusze, zainteresowania i sentyment do pamiątek z podróży. Duże rozświetlone okna, widoczne modne lampy, zielone rośliny w każdym pomieszczeniu i dwa koty obserwujące, co się dzieje na zewnątrz. Kometa już wyczuła, że ktoś stoi pod drzwiami. Czuję, że zaraz mój jasny płaszcz będzie cały w psiej ślinie.

Drzwi się otworzyły, pies wystrzelił, ale na moje szczęście pobiegła przed siebie i nawet mnie nie zauważyła.

Cześć, a ty co tak stoisz? Dlaczego nie wchodzisz do środka? – zapytał Marcin, cmokając mnie w policzek.

Podziwiam i wdycham – odpowiedziałam, wchodząc do środka.

– Co podziwiasz i co wdychasz? – krzyknął z kuchni Tomek.

Pstro, czego podsłuchujesz? Patrzyłam na Wasz dom i łapałam świeże powietrze. Wyjątkowo mi go dzisiaj brakuje.

– To się nie rozbieraj, tylko idź na taras – dodał Tomek, witając się ze mną.

Chętnie skorzystałam z propozycji. Wyszłam na taras i zaniemówiłam.

Chłopcy przerobili go na zimowy ogród. Dosłownie. Nowoczesne przeszklenia stworzyły naturalne przedłużenie salonu, który teraz stał się zieloną oazą. Wygodne siedziska, huśtawka na grubych linach z miękką poduchą i kilka ogrzewaczy, które nie tylko dawały ciepło, ale też subtelne światło. Coś pięknego. Dokładnie tego mi potrzeba.

Niewiarygodne. To jest raj w środku zimy. Możecie mnie adoptować? Będę tu siedzieć, jak wasze koty w oknie i nawet mnie nie zauważycie. Tylko do wiosny, proszę, proszę.

Przecież wiesz, że możesz zostać tak długo, jak będziesz chciała. Pod warunkiem, że nie gubisz sierści, nie rozsypujesz żwirku i nie wskakujesz na stół. Przez kolejnego sierściucha zbankrutujemy na rolki odkłaczające – odpowiedział Marcin.

Spoko, będę panować nad swoimi włosami. Teraz serio. Chyba wam tu dobrze co?

– Coś ty, beznadziejnie. Mamy dużo miejsca do pracy i do relaksu. W kuchni nie wchodzimy sobie w drogę, wyspa pomieściłaby jeszcze kilku gotujących. Wieczorami przesiadujemy na tarasie niezależnie od pogody i czytamy książki, zamiast gapić się w telefony. Pralnia załatwiła nam problem wiecznego bałaganu, rozłożonej suszarki na środku pokoju i gaciami na sznurku. Kometa codziennie biega po lesie. Mówię ci, beznadzieja. W życiu drugi raz bym się na to nie zdecydował.

– Ale wam zazdroszczę. Obawiałam się, że w trakcie remontu się pozabijacie. Przyznaj się, pędzle i wiadra latały po całej chacie?

– No nie było lekko. Niepotrzebnie uparliśmy się, że wszystko zrobić samemu. Mogliśmy przeprowadzić się do ciebie i oddać wykończenie w ręce osób, które się na tym znają. No ale przynajmniej zaoszczędziliśmy trochę kasy, mamy wszystko tak, jak chcieliśmy i ostatecznie nasz związek przetrwał tę próbę. Ale łatwo nie było.

Rozmowę przerwał Tomek, wnosząc talerze z burrito. W tym domu nawet salsy w miseczkach są idealne. Nie trzeba próbować, żeby stwierdzić, że smakują niesamowicie.

Jedliśmy w milczeniu, delektując się smakiem, aromatem, rozgwieżdżonym niebem, słuchając wieczornych odgłosów. Jak się czułam? Błogo. Było mi dobrze i tak spokojnie.

Chcecie mi powiedzieć, że macie tak codziennie? – zapytałam.

– Nie no codziennie to nie. Ile można jeść burrito. Kolacje mamy różnorodne. Jak nam się nie chce gotować, to zdarzają się kanapki z serem i ketchupem albo zamawiamy pizzę – odpowiedział Tomek, krztusząc się gorącą herbatą.

– Dobrze ci tak, mogłeś powiedzieć, że jesteście zapracowani i brakuje wam czasu na takie przyjemności.

– Słuchaj, właśnie o to chodzi, że odkąd tu mieszkamy, przestaliśmy żyć tylko pracą. Wiadomo, kiedy trzeba siedzimy po nocach przy komputerze, ale to teraz sporadyczne sytuacje. Wolimy iść na spacer, pojeździć na rowerach albo zwyczajnie nic nie robić i tak gnić na tarasie.

Zadzwonił dzwonek. Żaden z nich nie zareagował, a za chwilę na taras weszła starsza pani z talerzem pełnym ciasta drożdżowego z ogromną kruszonką. Czy ten wieczór może być jeszcze lepszy?!

I jak pani Halinko, smakowało burrito? – poderwał się Tomek.

– Pyszne Tomeczku, a ten żółty dżem to z czego?

– Przecież to salsa. Sos taki z mango, ostrej papryczki, cebuli, limonki, itd. Oj Halina, Halina. Co ty kanapkę sobie nim smarowałaś?

– Co ty myślisz, że ja nie wiem, co to salsa? … Teraz już wiem.

Okazało się, że dwa domy dalej mieszka małżeństwo z mamą-Panią Halinką. Niestety w związku z częstymi wyjazdami służbowymi młodych, Pani Halina zostaje sama. Zaprzyjaźniła się z chłopakami, odwiedzają się, popisują kulinarnie, wymieniają przepisami i częstują. Jak pani Halina idzie na spacer, wstępuje po Kometę, żeby jej było raźniej. Obie są zachwycone swoim towarzystwem. Pani Halina wie wszystko o ogrodzie, roślinach, trawnikach, mszycach i innych szkodnikach. Ci szczęściarze korzystają z jej wiedzy, dlatego mają tak piękne kwiaty.

Sąsiadka posiedziała z nami chwilę, opowiedziała, jak kiedyś z koleżankami poszły na meksykańską imprezę przebieraną. Niestety zabawa była krótka, bo pokonała je tequila.

 – Dobra na mnie już czas. Jeśli spędzę tu jeszcze chwilę, to pęknę z zazdrości. Jak tylko skończę ten nowy projekt, sprawdzę, czy w okolicy nie ma jeszcze jednej takiej Libry. Urządzicie mi ją prawda? Kiedy te kanapki z ketchupem, chętnie wpadnę!

– Czy ty przypadkiem nie wspominałaś, że pod żadnym pozorem nie przeprowadzisz się do Kamionek, gdzie tramwaje nie jeżdżą, do kosmetyczki jest za daleko i na wino na piechotę nie ma gdzie iść? Lepiej to odszczekaj i wejdź na stronę Konceptu, zaraz kolejne domy będą w sprzedaży. Spotkałem Pana Bartka, mówił, że za chwilę ruszają – Marcin niby żartował, ale chyba jednak mówił poważnie.

Pożegnałam się, a jak tylko wsiadłam do Ubera i odpaliłam stronę Osiedla Koncept. Nie zaszkodzi sprawdzić, co tam w kamionkowej trawie piszczy.

*Pierwsza część historii Tomka i Pawła – Osiedlove sekrety #2: Sushi, pizza, może nowy dom?

E-book ze wszystkimi historiami Osiedlove

Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas ?