To był jeden z tych dni, kiedy wróciłem z pracy niesamowicie zmęczony. W zasadzie dzień jak co dzień. Zrzuciłem z siebie ubranie i wszedłem pod prysznic. Czułem, jak woda z deszczownicy zmywa ze mnie napięcie minionych godzin. Masowała ramiona, plecy, głowę. Pomimo tego, nie mogłem się rozluźnić. Cały czas buzowały we mnie emocje wynikające ze wszystkich dzisiejszych spotkań, odbytych rozmów, wysłanych maili, grubej oferty przygotowanej dla klientów, która powinna przynieść mi awans i solidną premię. Mógłbym tak stać pod prysznicem godzinami, gdyby nie głód, który coraz bardziej dawał o sobie znać. Jedyne, co dzisiaj zjadłem to mały rogalik, którym poczęstowała mnie koleżanka z pracy, bo chciała pochwalić się swoimi umiejętnościami cukierniczymi. Chwila, był jeszcze miętowy cukierek, którego znalazłem w szufladzie biurka. Swoją drogą nie mam pojęcia, jak długo tam leżał. Myślę, że jego lata świetności już dawno minęły, ale był całkiem zjadliwy. Jeśli napoje wliczają się w posiłek, to mam w sobie jeszcze wiadro kawy.
Czas coś zamówić. W lodówce jest tylko woda, piwo, słoik kiszonych ogórków od mamy i paczka żółtego sera na wszelki wypadek. Odpaliłem aplikację i z listy polecanym dla mnie knajpek wybór padł na niezawodną pizzerię. Mógłbym się przejść, bo jest całkiem niedaleko, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Złożyłem zamówienie i padłem na kanapę, oczywiście z laptopem na kolanach. Już miałem otworzyć służbową pocztę, kiedy mój zegarek zawibrował i zobaczyłem powiadomienie o sms od Jagody. To nasza nowa stażystka, która zaledwie w kilka dni zjednała sobie cały zespół i wprowadziła powiew świeżości do całej firmy. Nie miała oporu w kontaktach. Tak samo swobodnie czuła się w rozmowie ze mną, czyli swoim bezpośrednim przełożonym, z koleżankami i kolegami z biura, prezesem czy paniami, które dbają o porządek w całym budynku. Jej energia, zapał, odważne pomysły, chęć do działania, poczucie humoru przypomniały mi, że kiedyś byłem dokładnie taki sam. Co się zmieniło? Wszystko. Postawiłem na jedną kartę – karierę. Zatraciłem się, zaczęły liczyć się tylko wyniki, tabelki, praca do nocy, chęć kontrolowania wszystkiego i pościg za pieniędzmi. Co prawda nie mogę narzekać na saldo na koncie, ale w zasadzie poza zamówieniami składanymi w aplikacjach jedzeniowych, ubraniami, elektroniką i prezentami dla rodziny, nie mam większych wydatków. Czas spędzam głównie w firmie, wieczory w domu, nie wyjeżdżam na wakacje, nie korzystam z uroków miejskiego życia kulturalnego, nawet na siłownię przestałem chodzić i ćwiczę w salonie.
Kiedyś byłem zupełnie inny…
Otworzyłem wiadomość od Jagody: Jutro jest piątek. Wszyscy potwierdzili obecność. Spotykamy się o 20:00 na Przystani nad rzeką. Obecność obowiązkowa. Zabierz dziewczynę, chłopaka, dziecko, psa, chomika, czy kogo tam masz i bądź punktualnie. A! I weź kartę firmową, to impreza integracyjna, Ty jako szef stawiasz! Jak nie przyjdziesz, to plan nie wypali. Nie możesz zawieźć zespołu. Do jutra!
Że co? Jaka impreza integracyjna?| Od tego są działy HR, a nie stażystka, która ma się uczyć od najlepszych w swojej branży. Co za tupet, małolata nie będzie się rządzić na moim podwórku. Już chciałem jej odpisać, że chyba się z rozumem minęła, ale na wyświetlaczu zobaczyłem nowe połączeni: Siostra. Matko i córko, jeszcze jej paplania mi dzisiaj brakuje.
– Cześć siostrzyczko, co tam?
– To ja się pytam co tam, pacanie jeden? Nie odzywasz się od ponad miesiąca, nie odpisujesz na wiadomości, zapomniałeś, że masz siostrę i siostrzeńca? Wiesz, że istnieje świat poza pracą i jest całkiem atrakcyjny? Jutro do ciebie przyjeżdżamy. Nawet, jak powiesz, że masz inne plany, nie zapominaj, że mam klucze.
– Jutro?! Jak jutro?
– Normalnie. Przed nami weekend, nie mamy innych planów, jedziemy do ciebie. Jeszcze jest wcześnie, więc szoruj do sklepu i uzupełnij lodówkę. Masz trzy kroki, a założę się, że do jedzenia masz nic. To pa!
– Alina! Alina, czekaj!
Co za flądra z tej mojej siostry. Kocham ją nad życie, ale tak mi czasami działa na nerwy, że bym ją udusił. Zawsze musi być tak, jak ona chce. Nie przyjmuje sprzeciwu i zawsze postawi na swoim. Mógłbym sobie teraz dzwonić, pisać, a ona i tak się jutro tutaj zjawi. Cholera jasna, czemu nie mam brata?
Wstałem, żeby otworzyć drzwi. Prawie z tego wszystkiego zapomniałem, że zamówiłem pizzę. Straciłem apetyt. Jedna mi każe iść na imprezę, druga zwala się jutro z wizytą, kto jeszcze?
Dobra jadę do marketu, pizzę zjem po drodze. Po niespełna godzinie stałem przy kasie z wózkiem po brzegi wypełnionym zakupami. Nawet nie wiem co dokładnie kupiłem, bo wrzucałem, jak leci. Było chwilę przed 21:00, postanowiłem jeszcze podjechać do centrum handlowego. Przyda się jakiś prezent dla młodego i coś dla mojej zołzowatej siostry. Poszło mi dosyć sprawnie. Lego z najnowszej kolekcji i bransoletka, która efektownie błyszczała na sklepowej witrynie Yes, powinny sprawić im radość. Kiedy już schodziłem na parking, zauważyłem, jak młoda kobieta przyczepia jakieś ogłoszenie na szybę sklepu zoologicznego. Sam nie wiem, dlaczego podszedłem bliżej i spojrzałem na zdjęcie. Dwa szczeniaki Beagle, z dopiskiem „na sprzedaż”.
– Szuka pan psa? – zauważyła, że się przyglądam.
– Ja? Absolutnie nie. Prowadzi pani hodowlę?
– Nie, skądże znowu. Byłam na wakacjach z moją suczką, znalazła sobie kompana do zabawy tej samej rasy. Bawiła się aż zanadto, a ja najwidoczniej nie wystarczająco jej pilnowałam. Teraz mam pamiątkę z wakacji – szczeniaki.
Nie mam pojęcia, po co dalej w to brnąłem, może dlatego, że ta kobieta była bardzo atrakcyjna. Może dlatego, że cholernie źle się poczułem, kiedy Jagoda napisała, żebym wziął dziewczynę, chłopaka, dziecko, psa albo chomika, a ja nie miałam nikogo z tej listy. Tak czy siak, zapytałem, czy mógłbym zobaczyć te psy.
– Ale mówiłeś, przepraszam, mówił pan, że nie chce psa.
– Właśnie zmieniłem zdanie. Przyda mi się towarzystwo i bodziec do tego, żeby wychodzić wcześniej z pracy.
– Moje szczeniaki uwielbiają dzieci. Pana pociecha będzie zachwycona. Jestem Gosia.
No cudownie, jestem spalony. Zauważyła, że mam torbę z lego i założyła, że mam dzieci. Ten dzień to pasmo dziwnych akcji.
– Podasz mi adres? Możemy podjechać od razu? – Nie zamierzałem jeszcze rezygnować. Gosia miała w sobie coś takiego intrygującego, przyciągającego, musiałem spędzić z nią jeszcze trochę czasu.
– Mogę się z tobą zabrać? Mam samochód u mechanika i od wczoraj poruszam się Uberem. Na szczęście jutro odbieram auto.
– Nie ma problemu, dokąd jedziemy?
– Kamionki.
– Gdzie to jest?
– Koło Borówca.
– No tak, w Borówcu bywam codziennie. Daj jakieś lepsze wskazówki.
– Włączę ci nawigację, a gdybyś nie ogarniał, to cię poprowadzę.
– Co z wami dzisiaj? Trzecia baba mnie ustawia po kątach.
– Sam jesteś baba. Opowiadaj.
– Co?
– Pstro! Co to za baby i dlaczego się tak rzucasz.
Opowiedziałem jak na spowiedzi. O pracy, o moim życiu przed pracą, o Jagodzie, o siostrze i o tym, że jestem zakładnikiem swojego życia. Gosia słuchała z zaciekawieniem. Co jakiś czas zadawała dodatkowe pytania, a ja bez oporów na nie odpowiadałem. Dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało i przed nikim aż tak bardzo się nie otworzyłem.
– Co jest ze mną nie tak?
– Na chwilę zapomniałeś, kim jesteś. Na szczęście dzisiaj chyba sobie przypomniałeś. Przestań gonić za czymś, czego wcale nie chcesz. Zwolnij, odetchnij i postaw sobie nowe cele. Takie, które sprawią ci radość.
– Patrzcie ją, jaka mądrala mi się trafiła. Chyba dojeżdżamy co?
– Skręć w lewo przy tym oświetlonym murku i zatrzymaj się, o tu tu tu.
– Tutaj mieszkasz?
– Yhmm, od niedawna. Wprowadziliśmy się kilka tygodni temu. Teraz mój nowy, pachnący domek przejęły dwa, wszędzie sikające szczeniaki i ich wiecznie domagająca się spacerów matka. Na szczęście tu na końcu osiedla jest las. Może biegać, ile wlezie.
Podeszliśmy do furtki i stanąłem jak wryty. Już wiem, dlaczego tak dobrze nam się rozmawiało. Na słupku zauważyłem tabliczkę: Małgorzata Wójcik – Psycholog.
– Jesteś psychologiem? Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Bo nie pytałeś. Zapraszam do środka.
W domu przywitała nas szczekająca suczka w biało, brązowo, czarne łaty i dwa przewracające się o własne tłuściutkie łapy szczeniaki. Gosia przywitała się ze wszystkimi, po czym, nie dając mi wyboru kazała zrobić to samo. Jak już mam dzisiaj w zwyczaju, grzecznie przyłączyłem się do powitania. Jeden z psiaków, a w zasadzie jedna, nie odstępowała mnie na krok. Ciekawiły ją moje sznurówki, spodnie, natomiast drugiemu byłem zupełnie obojętny. Razem z mamą poszedł spać na legowisko.
– Ładnie się urządziłaś, bardzo wyjątkowy dom. Jak ci się mieszka?
– Muszę powiedzieć, że sama jestem zaskoczona, że aż tak dobrze. Wszyscy mi odradzali.
– Jak to, dlaczego?
– Samotna kobieta z psem, w dużym domu, poza miastem, na obrzeżach lasu. Strach się bać, co się może wydarzyć. A nie dzieje się nic, kompletnie nic. Spokojne osiedle, mili sąsiedzi, cudowne miejsce do pracy i na spacery. To była najlepsza decyzja. Wiesz, dlaczego najlepsza?
– Zdradzisz?
– Bo była moja. Pierwszy raz zrobiłam dokładnie to, co chciałam i nie słuchałam innych. Kupiłam sobie dom, sama urządziłam i jestem szczęśliwa.
– Jak tak cię słucham, to zapragnąłem nie tylko psa, ale też domu. Może zostaniemy sąsiadami?
– Chodź, pokażę ci, który dom jest wolny.
Nie do końca miałem w planach kupno domu, to był żart. Gosia, nie czekając na moją reakcję, zabrała mnie na spacer po osiedlowych ścieżkach. Stanęliśmy przed dużym domem z cegły i kazała mi podziwiać.
– Ten jest wolny. Bierzesz? – wskazała palcem i dała znać, żebym się przyjrzał.
Faktycznie dom robił wrażenie. Wyglądał trochę jak stodoła i trochę jak dom. Było już ciemno, ale Gosia tak dokładnie go opisywała, że nawet gdyby nie było latarni, wiedziałbym o nim wszystko. Cegła, biel, szarość, duży ogród, w środku antresola, ogromny salon, sypialnie, garderoba. Zacząłem ją podejrzewać, że ma procent od sprzedaży tego domu.
– Jest ekstra, mówię ci. Pojawił się w ofercie już po tym, jak kupiłam swój. Gdybym się tak nie spieszyła, zamieszkałabym tutaj. Zobacz, masz bliżej do lasu niż ja.
– Dasz mi jakieś namiary na sprzedawcę, coś mi się wydaje, że nie mam wyboru z tym domem.
– Zadzwoń do pana Pawła, powołaj się na mnie i zapytaj o Perseusa. Na pewno się dogadacie. Jak wrócisz do siebie, to znajdź w internecie Osiedle Koncept. Wszystko jest opisane. Tak swoją drogą, już mam imię dla twojej suczki.
– Jakiej suczki?
– No szczeniaka. Chyba po to tu przyjechałeś. Mały nie był tobą zainteresowany, ale wyraźnie przypadłeś do gustu jego siostrze. Tylko ostrzegam, ma charakterek. Nie daj się zwieźć jej niewinnym oczkom. Lubi cię.
– A ty?
– Nie rozpędzaj się – przewrócił oczami i pociągnęła mnie za rękaw.
Przeszliśmy się jeszcze chwilę po osiedlu, a Gosia nakreśliła mi plan na jutro. Zaplanowała wszystko ze szczegółami. W pracy biorę wolne. Rano dzwonię do niejakiego pana Pawła i umawiam się na spotkanie w sprawie domu. Jadę do sklepu zoologicznego i kupuję wszystko z listy, którą Gosia mi jeszcze dzisiaj wyśle. Jak już urządzę kącik dla psa, daję jej znać i przywiezie mi szczeniaka. Rezerwuję stolik w dobrej restauracji i zabieram na obiad siostrę, siostrzeńca i oczywiście ją. Wieczorem w tym samym składzie idziemy na imprezę na Przystań.
I co jest najlepsze w tym wszystkim? Dokładnie tak zrobiłem, krok po kroku jak zostało zaplanowane.
Moja suczka ma na imię Persi, od Perseusa – domu, do którego odbieram za miesiąc klucze. Mam nadzieję, że pani psycholog też się u nas zadomowi, wszystko na to wskazuje.
Ktoś może pomyśleć, że jestem miękką bułą, bo uległem kobietom. Tak naprawdę, to jestem im wdzięczny, że tego wyjątkowego dnia wzięły moje życie w swoje ręce i całkowicie je odmieniły. Mam dom, psa, dziewczynę, nowych przyjaciół i specjalnie urządzony pokój dla siostry i siostrzeńca. Ten mały wygląda całkiem jak ja w dzieciństwie. Życzę mu, żeby w przyszłości też trafił na takie mądre kobiety.
Pobierz e-book z prawie wszystkimi historiami Osiedlove
Wolisz w wersji papierowej? Napisz do nas: marketing@tefrahouse.pl